Słowiański bestiariusz cz. 6

Bestiariusz słowiański, część 6


Witam wszystkich czytelników! Chyba czas się pogodzić z tym, że weekendy będą coraz chłodniejsze. Ale na moim blogu słońce nie zachodzi. Dziś chciałabym Wam przedstawić 6 już część słowiańskiego bestiariusza. Ostatnio omawialiśmy sobie demony polne. Możecie je znaleźć pod linkiem:

https://pijanamorana.blogspot.com/2019/09/sowianski-bestiarusz-cz-5.html

Nowych czytelników pozdrawiam cieplutko i przypominam, że mieliśmy już podobną serię, trylogię o nazwie "Demony wiedźmińskie, a demony słowiańskie". Pierwszą część możecie znaleźć tutaj:

https://pijanamorana.blogspot.com/2019/02/bestiariusz-wiedzminski-bestiariusz.html

Dziś z kolei chciałabym Wam przedstawić bardzo ważną kategorię demonów, o którą dostaję chyba najwięcej pytań od Was, więc uważam, że jest jedną z najbardziej interesujących. Ostatnio zostałam posądzona o zapodawanie Wam niewystarczającej ilości informacji, więc mam nadzieję, że tym razem będziecie bardziej usatysfakcjonowani wpisem. Ale. Jak już się pewnie większość z Was domyśliła na tapet wjeżdżają 

Demony domowe

które są dość dużą podgrupą słowiańskich stworów. Co ważne większość z nich ma cechy opiekuńcze, więc sprzyja ludziom. Trzeba jednak pamiętać, aby dbać o nie w odpowiedni sposób, bo są niesamowicie mściwe kiedy się o nich zapomni, tudzież nie zostaną odpowiednio wynagrodzone za swoją pracę. Odznaczały się gospodarnością i troskliwością. Były jak najbardziej pożądane w domostwach, więc mogły być wręcz do nich przywoływane lub zwabiane. Duża ilość istot nadnaturalnych została "zdemonizowana" po chrystianizacji, zmieniła swój charakter i została upodlona. Sporo jednak zachowało cechy neutralne, lub właśnie było zdolne do pomocy za drobne przysługi lub dary. Głównie w postaci strawy. Wiara w duchy opiekuńcze trwała wyjątkowo długo na ziemiach polskich. Chude lata dla nieszczęsnych stworzeń nastąpiły dopiero w czasach kontrreformacji. Właśnie wtedy kościół zaczął je zaciekle zwalczać i demonizować. W protokołach sądowych z wieku XVII i XVIII czytamy, między innymi w procesach o czary, o chowańcach. Wierzono, że posiadanie w domu takiego "diabła" przynosi dobrobyt. Kiedyś generalnie życie było dużo prostsze. Jak sąsiadowi powodziło się zbyt dobrze, wystarczyło tylko podpieprzyć go do lokalnego proboszcza, a potem patrzeć z satysfakcją, jak jego żona lub córka płonie na stosie po stosownym procesie o czary. Skarbówka jest chyba mniej zadowalająca. Ostatnio czytałam w najnowszej książce Pana Kajkowskiego (którą swoją drogą serdecznie polecam), że w 1638 roku w Bydgoszczy odbył się proces, w którym jednym z zarzutów było zakopanie pod progiem garnca z monetami. Nie trzeba więc było wiele, aby zostać posądzonym o konszachty z diabłem. A same podania o "diabłach domowych" przetrwały z powodzeniem do wieku XIX. 
Często w świecie demonów pozostaje ten, który naraził się Bogom. Ten jednak, kto był wyjątkowo prawy za życia, mógł zostać wynagrodzony dłuższym pobytem na ziemi pod postacią ducha opiekuńczego oraz nadal pomagać w obejściu swoim potomkom. Jednym z takich stworzeń był

Domownik (domowoj, domowy), zamieszkujący najczęściej zapiecek. "Nazywano go także sąsiadem, gospodarzem, dziadkiem i ojczulkiem. Jego obraz ustabilizował się wokół kilku cech: gospodarności i współodpowiedzialności za dom i przychówek, życzliwość, rodzinność w sensie wieszczenia rzeczy dobrych i złych członkom rodziny." Był znany pod przeróżnymi nazwami na terenie praktycznie całej Polski. "Prawdopodobnie należał on do kręgu otoczenia Welesa,  po  upadku jego kultu uległ osadzeniu w słowniku demonologii ludowej". Dbał o ogólny dobrobyt gospodarstwa, w zamian za opierunek oraz wikt. "Domowniki pomagają gospodyni przy jej pracach domowych: sprzatają izby, mieszają ciasto, baczą, by chleby dobrze rosły i nie spaliły się w piecu, rąbią drwa, układają bieliznę w szafkach, pilnują domowego ptactwa, by nie właziło na grządki, opędzają jedzenie od much, kołyszą dzieci do snu i mruczą im piosenki, czeszą grzywy koniom, czyszczą futro baranom, wołom i krowom. Doją też mleko zbierają śmietankę, klecą masło, doglądają nastawionego piwa, kwasów, kompotów czy dojrzewających serów. Jako zapłaty za swoją pomoc oczekują tylko flaszki mleka co wieczór o talerzyka z kaszy okraszonej skwarkami, ale broń Boże nie solonej! Pożywienie to zostawia się , gdy ostatni domownicy kładą się spać, gdzieś blisko pieca albo drabiny sięgającej na strych lub w kurniku, gdzie także lubią się gnieździć." Jak już wcześniej wspomniałam, stworzeniem tym mógł stać się któryś z Przodków. "Mieszkaniem ich są zwykle piece od chleba, podpiecki i podkominki. Są to istoty z ogromnymi głowami, małej nader postawy, krępej tuszy i brzydkiej płaskiej twarzy o włosach szorstkich i strzępiastych. Pomieszkują one tylko w domach, które mają drzwi kilkoro, a to na krzyż ustawionych." Wyglądał więc głównie jak niewielki, siwy dziadek oczywiście z bujnym zarostem. Co ciekawe, w niektórych podaniach wyobrażany jest jako czarne, rogate stworzenie wyłaniające się z mroku. Mógł zmieniać się w kota lub węża, który to był pożądanym zwierzęciem w słowiańskich domostwach, gdyż samemu w sobie przypisywano cechy opiekuńcze. Domownik trzymał pieczę nad innymi stworzeniami przydomowymi. Zaniedbany tłukł talerze, dzieci a także ściągał na domowników przeróżne nieszczęścia. Rozsierdzony i skrajnie zaniedbany mógł przyzwać nawet negatywne demony. Domowy był oczywiście mimo wszystko bardzo pożądany w obejściu, więc nawet w razie przeprowadzki proszono go o przeniesienie się razem z całą rodziną. Przed I wojną światową w parafii Lipowiec w Piławskiem, w niektórych z chałup nadal co wieczór lano do miseczek mleko, aby duchy opiekuńcze mogły się pożywić. A jak doskonale wiemy Domownik jest wielkim amatorem mleka.
Jak pisałam, Domowoj występował na Słowiańszczyźnie pod różnymi nazwami. Między innymi skrzatów planków i inkluzów. Za pewną odmianę uznaje się również chowańce.

Skrzat to nazwa Domownika charakterystyczna dla Wielkopolan."(...)Serca jednak mają bardzo ludzkie i za miseczkę mleka, postawioną im pod ławą lub przed piecem, za pozamiatane podłogi, by nie biły sobie noska, potykając się na źdźbełku, za te drobne rzeczy czarują , by gazdom dobrze się wiodło, by im się szczęściło".  U Kolberga czytamy "Skrzat jest to istota niedużego wzrostu, przynieść mogąca pieniądze i dostatki. Przemienić się może w kurę i gęś." Kolejny przekaz o ich wyglądzie mówi: "Skrzaty to cały krąg istot demonicznych, którym od dawien dawna przypisywano funkcje opiekuńcze; to duszki stanowiące odległe echo prastarego kultu ogniska domowego i duchów zmarłych przodków. Miały to być małe człowieczki. Mężczyźni o wzroście około 30 cm, nosili na głowie bajeczne, czerwone czapeczki, mieli długie brody i buty z cholewami. Kobiety, nieco niższe, były ubrane na biało. Krasnoludki nie pokazywały się ludziom, ale chętnie przebywały w ich towarzystwie. Zamieszkiwały pod łóżkami, w piecach od chleba, spichlerzach, komorach, piwnicach, pustych beczkach, opiekując się dobytkiem i pomnażając go. (...) Za swe przysługi nie wymagały od ludzi żadnej zapłaty, poza zainteresowaniem się nimi i kawałkiem strawy (kasza, ser, chleb) wystawionej na noc." Na Górnym Śląsku istniało powiedzenie "każda chata ma swojego skrzata". W "Rozmaytościach Górnośląskich" z kolei, możemy zapoznać się z takimi słowami: " O skrzatach  powiada lud nasz, że jeden znosi pieniądze, drugi zboże, pierwszy lata jak miotła ognista i spuszcza się kominem do domów, gdzie m składy swoje, drugi podobny jest kurczęciu i bawi przy wodach (...)."


Planki to nazwa Domowników charakterystyczna z kolei dla Polski środkowej. Z Oskara Kolberga: "Plankiem zowią ludzie diablika w postaci czarnego kogutka, który swemu zwolennikowi obfitych plonów dostarcza. Aby ułatwić swobodne poruszanie się po obejściu, był zwyczaj luzowania jednej deski w stodole lub oborze. Gospodarze zwyki tłumaczyć się podczas "przyłapania" na gorącym uczynku tym, że robią to z przesądu, dla ogólnego dobrobytu, a nie z powodu wiary w duchy.

Inkluz (ankluz)  - choć brzmi, jak jakiś wymyślny demon z Wiedźmińskiego uniwersum - jest słowiańskim stworem. Jest to nazwa Domownika na terenach Śląska i zachodniej Małopolski. Jako nykiel/nykus świadczył usługi w postaci przywracania wydanych pieniędzy. "W okolicach Ropczyc przez gwizdnięcie na rozstajnych drogach o północy można zawezwać biesa i dostać od niego trzos pełen złotych talarów. Tam zowie się diabła inkluzem, a kto chce mieć takiego na kożde wezwanie, musi przez dziesięć dni nosić pod pachą kurze jaja, z których wylęgnie się inkluz." Burchard dodaje "(...) Trudno było zdobyć inkluza. Należało w tym celu nosić przez dziewięć dni i nocy, bez chwili przerwy, jajko wzięte spod czarnej kury, pochodzące od równie czarnego koguta. Para ptaków dająca początek inkluzowi nie mogła mieć na sobie ani jednego piórka innego koloru. Jeśli sztuka się udała i z jajka wylągł się mały diabełek, dla człowieka nastawał czas pomyślności. Wszelkie pieniądze wydane na cokolwiek wracały w tajemniczy sposób do jego kieszeni." Ciekawe informacje możemy znaleźć także w "Godkach z Grojca". Pochodzi on z Żywiecczyźny, gdzie inkluz miał w zwyczaju bronić swojego dobrodzieja od przeróżnych nieszczęść. "Jeden chłop (...) kupił za Austryje debła za dukata. Godoli ze kupił se jinkluza, to znacy takiego śpyrtka, co się go nosi w kieśni ji łun przinosi scenści, ze zodne kule się cie nie chytajom, jakbyś seł na wojne, albo ziandery do ciebie strzylali. Poniektore robsiki* to se tego jinkluza - to mo być ponosik tako malutko gąska**, taki kamioncek (...) zaprawiajom za skórę."

Chowaniec także przez niektórych badaczy - etnografów zaliczany jest do grupy Domowników, choć w tradycji nordyckiej było to stworzenie służące wiedźmom. Na Słowiańszczyźnie zaś był duchem opiekuńczym, wyobrażanym jako niewielkiej postury człowieczek, oczywiście z siwą brodą. "U nas jeszcze w XV i XVI wieku znano chowańca o bardzo niepokaźnej postaci siwego brodacza, albo skrzatka - kura, którego w pudle chowano (...). Stróż to ogniska domowego, którego zasmolony, cichy, potulny nie opuszczał; bano się go obrazić; widziano go nieraz przy ognisku-piecu, chociaż zwykle się ukrywał starannie za dnia, nocą wychodząc i doglądając gospodarstwa." Chowaniec z kolei był amatorem mocniejszych trunków, niźli mleko. "Nie dopite krople wina, piwa czy miodu chlustano dla skrzata na próg. W święta stawiano pod progiem odrobinkę miodu i maku w łupince od orzecha". W późniejszym czasie, w okresie renesansu była to wtórna nazwa dla diabła wiejskiego o działalności kusicielskiej.

Dziś wspomnę jeszcze oczywiściwiście o Kłobuku (chobold, lataniec) , który jest demonem domowym, stosunkowo pożądanym przez ludzi, gdyż pomnażał ich dobytek. Znany jest głównie z terenów Warmii i Mazur. Czemu jednak 'stosunkowo' zapytacie? Nie był to stwór jednoznacznie dobry, gdyż swojemu gospodarzowi sprzyjał kosztem sąsiadów, których zwyczajnie okradał z dobrobytu. Swoim dobrodziem opiekował się jednak, także w razie zagubienia drogi, odprowadzając bezpiecznie do domostwa. "Kłobuk gdy coś niesie, leci jak płonąca drapaka lub tylko ogon wygląda, jakby płonął. Sypie on iskrami tym więcej im cięższy łup niesie. na ogonie (...). Niesione bogactwo kłobuk składa gospodarzowi, u którego mieszka, wpadając na strych przez komin. Bogata fantazja ludowa znajduje również sposób na odebranie przez osoby postronne niesionego przez kłobuka bogactwa. Trzeba pokazać lecącemu i sypiącemu skry kłobukowi tylną część ciała i zawołać "Kłobuku, kłobuku, wydaj swego pana!" Kto tak mówił kłobuk zapalił dom, aby pokazać gdzie jest. Wówczas kłobuk zrzuci dźwigany ciężar, ale biada temu, kto nie zdąży zejść mu z drogi. Kłobuk za karę obsypie go wszami." Kłobuk najczęściej przybierał postać czarnego koguta lub 'zmokłej kury'. Czarny jest kolorem chtonicznym, co wskazuje na możliwość przypisania go do Welesowego zwierznictwa. Pozyskanie kłobuka mogło być dość... traumatyczne. Należało zakopać płód lub zmarłe po porodzie dziecko pod progiem domu. Stwór miał się pojawić po 7 dniach, 7 miesiącach bądź 7 latach. Po tym czasie "(...) odezwać się ono miało wołając "chrztu". Jeśli powiedziano wtedy "będziesz kłobukiem", miało przekształcić się w tego demona. Inne formy zdobywania kłobuka (na przykład o północy na krzyżówce dróg) wyraźnie wskazują na późniejsze skrzyżowanie go z chrześcijańskim wierzeniem w diabła". Mniej dramatycznym sposobem było zwabienie jedzeniem zmokłego kuraka do domu. Który oczywiście mógł się okazać kłobukiem lub nie. Co ciekawe, po wypędzeniu tego stworzenia z domostwa, wszystkie dary pozyskane przy jego pomocy zamieniały się w g*wno. Zachowały się przekazy ustne o kłobuku. Między innymi:
"Pewien kmiotek, wyszedłwszy raz napole, znalazł mokre i drżące z zimna kurczę. Ujęty litością wieśniak zabrał je do domu i posadził na piecu, aby się ogrzało. Kurczę owo po krótkim czasie zaczęło przynosić żyto i pszenicę. Zmiarkował chłopek, co to się święci, spostrzegłwszy owe kupki naznoszonego zboża. Nic nie mówiąc schwycił owo kurczę, które było skrzatem, tego wytłukł i wyrzucił za drzwi. Dopiero o trzy staje coś zarechotało, a zboże owo naniesione znikło."
oraz
"To biło przed wojno, to jrden to sie wżenił, a jego ociec to nioł tego ptoszka - kłobuka, to mu się góra od zboża na przednówku załamywało, psieniądze nioł i kunie dobre, bo mu ten kłobuk znosił. A potem ten ojciec umarł i zostawił dwóch sinów. Item sin Jan poszedł na górę i siedziała tam tako kokoszka, grzebała w zbou, to łon wziął gałęzi i to kokoszka zbziuł i wignał. I teraz to kokoszka  nie przicodzi i nie nosi, konie zdichają i krowi nie mogo wstać, a to kokoszka resztę zboża wynosi. A oczulek to w beczce psiorów nakładł i jajecznicy napiekł i zaniósł tejto - koszce, to miał szistko. To ten modszi August, to jak bił dorosły i się wżenił do Ulnowa, to postarał się tę kokoszkę. I gospodarka mu szła bardzo dobrze. I dość raz biło zidać w noci o dwunastej godzinie, że taki szum i ogień, skri takie wpadli przez komin do tego gospodarstwa. Jednego razu to ja wzidział i mówie mu, że sadza się zapaliły, a mój sąsiad mózi, co nie, tilko kłobuk prziszedł do niego."


Na dziś zakończymy rozważania o duchach i demonach domowych. Oczywiście nie jest to koniec i jest znacznie więcej stworzeń pełniących pieczę nad różnymi aspektami życia domowego czy rodzinnego. Omówimy je sobie w części następnej, pewnie za dwa tygodnie. Zobaczymy. Jak widzicie postarałam się, aby było jak najwięcej źródeł i bezpośrednich wzmianek, czy to bezpośrednio z folkloru, czy zebranych przez etnografów. Mam nadzieję, że jesteście usatysfakcjonowani. W każdym razie chciałam omówić w owej części wszystkie demony z grupy Domowników oraz kłobuka, bo możemy znaleźć wiele wspólnych. Między innymi fakt, że większość skrzatów miało możliwość przemiany, bądź po prostu wyglądało jak kurczak, a ich obecności towarzyszyły pewnego rodzaju wyładowania elektryczne bądź ogień, jak w przypadku kłobuka właśnie. Jest to ciekawy wniosek, niewykluczone więc, że mają one jakąś wspólną genezę. 
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Dajcie znać, jak wpis Wam się podobał. Jak zwykle zachęcam także do dyskusji. Oczywiście zapraszam na moje media społecznościowe - facebooka oraz instagrama. A także do odwiedzin sklepu z koszulkami i gadżetami o moich grafikach. Możecie tam już znaleźć kłobuka :). 

*kłusownicy
**mały, biały krzemień



Bibliografia pomocnicza:

Baranowski B., 1981. W kręgu upiorów i wilkołaków, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź

Gieysztor A., 1982. Mitologia Słowian, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa
Kajkowski K., 2019. Obrzędowość religijna Pomorzan we wczesnym średniowieczu; studium archeologiczne, wydawnictwo chromcon, Wrocław
Pełka L., 1987. Polska demonologia duchowa, ISKRY, Warszawa

Podgórscy, 2005. Wielka księga demonów polskich, Wydawnictwo KOS, Katowice



Komentarze