Słowiański bestiariusz cz.2


Bestiariusz słowiański, część 2


Dziś zajmiemy się kolejną częścią bestiariusza słowiańskiego. Próbujemy tu sobie odtworzyć zarówno faktyczne wierzenia naszych przodków, jak i korzystamy z przesłanek folklorystycznych. Przypominam, że utknęliśmy w bestiach zamieszkujących lasy. Wszystkie nowe osoby na moim blogu serdecznie witam. Pierwszą część bestiariusza możecie znaleźć pod linkiem:
https://pijanamorana.blogspot.com/2019/05/sowianski-bestiariusz-cz1.html
Polecam również wpis o podobnej tematyce. Trzyczęściowe zestawienie bestiariusza słowiańskiego z wiedźmińskim. Pierwszą część cyklu znajdziecie tutaj:
https://pijanamorana.blogspot.com/2019/02/bestiariusz-wiedzminski-bestiariusz.html
Zapraszam serdecznie!


Demony leśne - kontynuacja

Bies - uważany za archetyp zła, dlatego też w późniejszym czasie nazywano mianem "biesów" wszystkie demony. Słowo bĕsъ (et. praindoeuropejski) także znaczyło po prostu "zło". 
Przybierał on wiele postaci, lecz najczęściej był przedstawiany jako wielki, czworonożny włochaty stwór ze łbem pełnym rogów, kopytami i ogonem. Mógł być też utożsamiany z wiatrem. Monstrum miało umiejętność zagnieżdżania się w człowieku i kierowania go na drogę występku. Diagnozą "zbieszonego" tłumaczono część chorób psychicznych. Bies najczęściej zamieszkiwał puszcze, bory, uroczyska, bagna. W legendach mógł też strzec skarbów. Jego głównym zajęciem było jednak niszczenie plonów, żarcie trzody, przynoszenie plag oraz chorób. Znaną metodą ochronną było zabicie sroki i powieszenie jej w izbie. Czemu wybierano akurat tego ptaka? "Dlatego srokę, bo do czarta podobna - czarna i wciąż krzyczy".

Wilkołak - jest chyba jednym z najbardziej rozpoznawalnych stworów pochodzenia słowiańskiego, zaraz obok wampirów. Zapisał się on nie tylko z szeroko pojętej etnografii, ale również w popkulturze. Wilkołaki w rodzimym rozumieniu to zmiennokształtni - "bestie w ludzkiej skórze", a etymologia słowa "wilkołak" to "człowiek w wilczej skórze". Inna słowiańska nazwa oznaczająca taką osobę to oborot. Ludzi dotkniętych likantropią cechowała nadnaturalna siła. Stwór ten miał bardzo duże zasięgi jeśli chodzi o zamieszkiwanie Słowiańszczyzny, więc nie możemy tu mówić o jakimś jednym, spójnym micie lub historii powstania pierwszego dotkniętego tą przypadłością. Najczęściej przewija się w tej materii ugryzienie wilka lub przemiana pod wpływem klątwy (w tym przypadku czar był trwały, a nosiciel nie miał żadnego wpływu na przemianę). Jeśli przemiana dotyczyła klątwy, to wilkołak był wybitnie żądny krwi i mógł zabić również osoby najbliższe swojemu człowieczeństwu. Nie bez powodu wilk był kojarzony z bezmyślną agresją. Co nie znaczy, że nie mogło się to skończyć tragedią, jeśli likantropia była spowodowana życzeniem, gdyż nad zwierzęcą naturą ciężko zapanować i można stracić wbrew sobie kontrolę (magia Welesowa bywa zazwyczaj bardzo przewrotna). Spora ilość mitów mówi też o specjalnej maści, dzięki której można było się przemienić. Osoby zarażone likantropią mogły przemieniać się czasowo w zwierzęta nawet na życzenie, a podczas pełni księżyca magia była najsilniejsza. Czemu niektórzy chcieli się na to skazywać z własnej woli? Zazwyczaj pokusie tej ulegały osoby słabe, które nie miały już nic do stracenia i stojące w obliczu wendetty. Ale nie tylko. Wilkołaki cechowały się również magiczną seksualnością i hormonami przyciągającymi płeć przeciwną. Nie muszę już chyba przypominać, że kolejną część chorób psychicznych oraz - co ciekawe - zarażenie wścieklizną tłumaczono likantropią. Podejrzanymi zachowaniami było znikanie na długi czas w lesie, niezwykłe cechy, nadludzka siła oraz agresja. Chyba jedynym mi znanym, choć niekoniecznie mądrym sposobem na ujawnienie się drugiej osoby, która była pod wpływem likantropii było obejście jej trzy razy dookoła ze skórką chleba w zębach. Wierzono, że istoty te polują w nocy i żywią się mięsem ludzkim oraz krwią. 
Jedna z pierwszych wzmianek o przemianie w zwierzęta pochodzi z V w p.n.e. i należy do Herodota, greckiego historyka. Wspomina on o przekonaniu istniejącym wśród Neurów, że każdy z ludzi przemienia się przynajmniej raz do roku w wilka. Sam lud Neurów nadal zostaje dość tajemniczy, ale nauka coraz częściej wskazuje na to, że był on prasłowiański
 i utrzymywał wymianę kulturową z ludem irańskim. Podwaliny pod ten kierunek myślenia podłożył Zbigniew Gołąb.
Spisana przez etnografa Oskara Kolberga legenda z Pałuk mówi o tym, że pewna dziewczyna po tym, jak dowiedziała się że chłopak chce ją opuścić, przewiązała na jego szyi magiczną chustę, przez którą zamienił się w wilka. Pobiegł on do lasu, żył z innymi wilkami, z którymi mieszkał oraz polował zarówno na bydło jak i na ludzi. Chłopak zamieniony w zwierzę po sytym posiłku odpoczywał ze swymi nowymi braćmi. Przy beztroskiej zabawie jeden z wilków ściągnął magiczną chustę, a ten powrócił do swojej ludzkiej postaci. Zwierzęta uciekły przerażone. Nie wiem, czy bohater był niespełna rozumu, czy jego instynkt samozachowawczy zwyczajnie nie istniał, ale nie dość że wrócił do zdradzieckiej baby, to jeszcze się z nią ożenił.
Bohdan Baranowski z kolei przytacza w jednej ze swoich książek niesamowicie ciekawą historię o tym, jak owczarz nie zaproszony na wesele zamienia za pomocą magii parę młodą i gości w wilki właśnie. Same stworzenia nie czyniły nikomu krzywdy i szukały kontaktu ze swoimi ludzkimi bliskimi, którzy poprosili owczarza o cofnięcie klątwy. Przystał na to pod warunkiem zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Rychło po cofnięciu klątwy spotkał go jednak z ich strony marny koniec. Mit ten jest powtarzany w wielu miejscach Słowiańszczyzny ze zmienionymi detalami. 
W Wielkopolsce po wojnach szwedzkich zanotowano liczne, krwawe morderstwa włościan. Praktycznie wszystkie z tych zbrodni zostały przypisane wilkołakom właśnie. Chłopi nie chcieli wracać do pracy, ani służyć dawnym panom.  Przesądy spowodowały, że plebs został bezkarny.
Co ciekawe ludzie mogli się przemieniać też w inne istoty, takie jak na przykład

Niedźwiedziołaki - mimo tego, że nazwa tego stworzenia jest nadana przeze mnie na potrzeby zestawienia, tak podania o człowieku - niedźwiedziu są równie liczne, lub nawet bardziej częste niż o wilkołaku, mimo tego że historia o tym zapomniała. Niedźwiedź był uważany przez Słowian za zwierzę wyjątkowe, gdyż powszechnie uważano, że jest najbardziej podobny do człowieka, a nawet blisko z nim spokrewniony. Lub nawet jest to mniej "ogarnięta" rasa człowieka. Gdzieniegdzie więc zachowało się przekonanie, że zjedzenie niedźwiedziny jest równoznaczne z kanibalizmem. Przypuszczalnie przekonanie to utrwaliło również istnienie okrutników - jednostek plemiennych przyodziewających zwierzęce skóry do dawnych zabaw lub obrzędów religijnych. Ich egzystencja nosi przesłanki tego, że być może okrutnicy dla Słowian byli tym samym, czym berserkowie dla Skandynawii. Berserkowie byli wojownikami, którzy w walce nabierali cech zwierzęcych, adekwatnych do noszonej skóry czy futra.



Badnjak - najczęściej przedstawiany jako kłoda z korzeniami. Palono takowe w czasie przesilenia zimowego, gdyż Badnjak jest powiązany z Bóstwem o tym samym imieniu. Rytuał miał być inscenizacją symbolizującą początek nowego cyklu wegetacyjnego. Korzenie nadawały mu cechy starcze. Utożsamiany także z dawcą płodności. Podczas rytuału palenia pniaka wróżono z iskier pomyślność na nowy rok. Wierzono, że z kłody wyrośnie nowe drzewo, z którego zejdzie młody Bóg, który przyniesie obfitość, radość, życie i zdrowie. Zwyczaj ten był praktykowany głównie u Słowian południowych, a najlepiej zachował się na terenie Serbii, gdzie jest kultywowany do dziś.




Leśne Licho - zły, złośliwy demon, zazwyczaj niewielki. Był nieznośny, więc nigdy nie mógł zaznać spokoju na dłuższy czas w jednym miejscu. Dniami wędrował z wiatrem po lesie, ale mógł pomieszkiwać również w gospodarstwach domowych. Licho mąciło ludziom w głowach powodując zagubienie drogi. Chowało również rzeczy, które były potrzebne przed oczami. Rujnowało ludzkie szczęście, mogło być podpalaczem i zsyłać głód. Powodowało również pomór trzody, łamało drabiny, powodowało, że ostrze siekiery mogło wypaść i zranić gospodarza. Nie było przed nim ucieczki ani właściwego sposobu na ochronę. 
W Licheniu Starym osadnictwo miało pojawić się wyjątkowo wcześnie. Legendy mówią, że w czasach przedchrześcijańskich nad Jeziorem Licheńskim miała stać kątyna poświęcona Lichu właśnie. W tym momencie, może nie przez przypadek stoi tam sanktuarium Matki Boskiej Boleściwej.

 Sama postać licha zachowała się do XXI wieku w przeróżnych powiedzeniach typu "licho nie śpi", "niech to licho" itp.

Mamuny i Dziwożony - istoty z mitologii słowiańskiej. Mieszkały one w lasach, najczęściej na bagnach i były porośnięte włosiem na całym ciele. Miały potężne, obwisłe cycki, chodziły w łachmanach, ale też prawdopodobnie pod wpływem czarów bywały zwodniczo piękne. Według Górali pienińskich miały one czarne włosy, czarne oczy oraz śniadą cerę. Ponoć też wyjątkowo lubiły groch. Uważano, że mogły być to dusze kobiet zmarłych w ciąży. Ich pierwotna funkcja ma cechy matczyne Dziewanny. Stworzenia te opiekowały się szczeniętami zwierząt leśnych, ale również i ludzkimi. Potem oczywiście nabrały cech demonicznych i wręcz odwrotnych w lustrzany sposób. Zaczęły szkodzić matkom w ciąży zsyłając na nie koszmary, opuchlizny lub zmuszały do zwracania posiłków. Położnicom i noworodkom zsyłały gorączkę. Podobno miały też podmieniać dzieci. Niemowlę takie stawało się potem złym człowiekiem. Żeby pozbyć się ich towarzystwa wystarczyło mieć przy sobie coś metalowego i ostrego. W czasie porodu należało zmienić amulet na większy, a pod łóżko włożyć nóż lub lemiesz. Dzieciom przewiązywało się czerwoną wstążkę, żeby nie zostały podmienione. Górale tatrzańscy i beskidcy z kolei uważają, że odstraszają je dzwonki oraz dziurawiec.
Tutaj pozwolę sobie przytoczyć sobie pewne podanie: "Dawno na Podhalu bywały boginki albo dziwożony, bo tak tyż godali na nie. Były to wielgie baby, ale straśnie brzidźkie na gymbie. Piersy tyź miały wielgie. Bez to tyz jak kany leciały, to se piersi zarzucały na plecy, coby im się nie majdałypo brzuchu. Moja babka to mi opowiadała, że downiyj chodziły ponad potoki boginki, ino cekały, ka fto zostawi kwilecke samo małe dziecko, to go wtej podmiyniały. W zamian podrzucały swoje, straśnie brzidźkie i krzykliwe dzieci."
"Bogieńki siadały, cyckami prały łachy w potokach i ludziom na despekt broiły, a głównie się zajmowały odmienianiem matkom niekrzonych dzieci."

Ogniki - znane są głównie z mitologii celtyckiej, lecz mają również swój udział w wierzeniach słowiańskich. Ogniki to maleńkie demony, które rozpalały migoczące światełka koloru żółtego bądź niebieskiego. Pojawiały się one najczęściej nocą nad bagnami i moczarami, rzadziej na polach. Swym migotaniem mamiły ludzi imitując ogień i domostwa ludzkie, aby gubili oni drogę lub mieli złudną nadzieję na wydostanie się z lasu nocą. Mogły nawet uśmiercić człowieka wprowadzając go w bagna. Kto nie wie, co to torf ten jest frajerem. Zdarzało się jednak, że zlitowały się nad wędrowcem i wskazały właściwy kierunek. Legendy też wspominają o tym, że jeśli uda się złapać ognik, to jest on skłonny spełnić życzenie w zamian za wolność. Kolejne przekazy mówią o tym, że zapalały one swoje światła wyłącznie w momencie, w którym w pobliżu znajdował się inny, bardzo niebezpieczny demon. Słowianie wierzyli, że ogniki powstają z dusz bardzo złych i okrutnych za życia ludzi.

Bagiennik - tutaj miałam mały problem z klasyfikacją, ale bagno bez lasu przecież nie ma racji bytu. Pamięć o bagiennikach nie została dość dobrze zachowana. Zamieszkiwały one dna płytkich bagien i grzęzawisk, jedynie od czasu do czasu wynurzając się na powierzchnię, celem zaczerpnięcia powietrza. O ich obecności w danym zbiorniku świadczyły więc bąble na powierzchni oraz bulgot. Wpływ na człowieka miały one raczej pozytywny. Wierzono, że maź z nozdrzy bagiennika ma moc leczniczą. Potrafił uratować od reumatyzmu, bólu kości, niestrawności, chorób serca, a nawet bezpłodności. Podanie z okolic Biebrzy uszczególnia, że stworzenia te miały około metra, a wspomniane nozdrza znajdowały się pomiędzy oczyma, rzadziej na czole.

Baba leśna - "baby" zamieszkujące różne miejsca miały różną specyfikę. O "leśnych" chciałam tylko napisać, że zaginionych wędrowców dusiły cycami.
Na koniec naszych rozważań o leśnych biesach chciałam dodać jeszcze kilka, które raczej zamieszkiwały słowiańskie lasy, ale są troszkę mniej potwierdzone przez źródła historyczne, lecz ich historia rozbudowana jest w różnych legendarzach. Do nich przejdziemy jednak w części kolejnej, którą pewnie połączymy sobie z następną kategorią demonów.


Bibliografia pomocnicza:
Gieysztor A., 1982. Mitologia Słowian, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa Kąś J., 2015. Ilustrowany leksykon gwary i kultury podhalańskiej, Astraia, Kraków Moszyński K., 2010. Kultura ludowa Słowian, Graf_ika, Warszawa Pełka L., 1987. Polska demonologia ludowa, ISKRY, Warszawa Strzelczyk, 2007. Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian, Rebis, Poznań

Komentarze