Lecznictwo ludu polskiego - Biegeleisen
Recenzja
Hej kochani! Dziś mam dla Was recenzję ciekawej książki jednego z najbardziej znanych, polskich etnografów. Bez zbędnego przeciągania,
Zapraszam!
Zapraszam!
Moje wydanie pochodzi z 1986 roku. Wybitnego polskiego historyka-etnografa Biegeleisena mogliście już poznać na blogu z książek takich jak chociażby "Śmierć" (pełna recenzja:https://pijanamorana.blogspot.com/2023/09/smierc-recenzja.html). Jako, że ostatnio nie przybliżyłam Wam postaci Autora, najpierw kilka słów o nim. Henryk Biegeleisen żył na przełomie XIX i XX wieku. Oprócz historii w jego zainteresowaniach leżała również literatura, szczególnie romantyczna. Studiował między innymi w Monachium i Lipsku, uzyskując doktorat. Pracował jako nauczyciel i dyrektor, jednocześnie prowadząc prace naukowe.
Książka, którą mamy przed sobą pisana piękną polszczyzną. Zawiera 100 rycin, które mogą szokować dzisiejszego odbiorcę, szczególnie że nie było ustaleń dotyczących ochrony wizerunku, także nie wiadomo na ile ile chorzy byli skłonni pozować do rzeczonych.
Generalnie treść, a raczej sam temat książki można już uznać za dość kontrowersyjny. Dziś podobne mogą być szczególnie szkodliwe, gdyż przy natłoku informacji ludzie rozleniwili umysły i tak jak to opisuje autor 100 lat temu, nie słuchają lekarzy, a często wolą udać się do szamanów czy szarlatanów, co często prowadzi do tragedii jak dzisiaj przy niesławnym J. Ziębie. Szczególnie przez ostatnie 20 lat obserwujemy wysyp znachorów polujących na nieszczęście ludzkie i nabijających kabzę przez zdesperowanych ludzi. W każdym razie masowe powielanie owej pozycji może okazać się skrajnie nieodpowiedzialne. Ale przejdźmy do treści.
Książka, którą mamy przed sobą pisana piękną polszczyzną. Zawiera 100 rycin, które mogą szokować dzisiejszego odbiorcę, szczególnie że nie było ustaleń dotyczących ochrony wizerunku, także nie wiadomo na ile ile chorzy byli skłonni pozować do rzeczonych.
Generalnie treść, a raczej sam temat książki można już uznać za dość kontrowersyjny. Dziś podobne mogą być szczególnie szkodliwe, gdyż przy natłoku informacji ludzie rozleniwili umysły i tak jak to opisuje autor 100 lat temu, nie słuchają lekarzy, a często wolą udać się do szamanów czy szarlatanów, co często prowadzi do tragedii jak dzisiaj przy niesławnym J. Ziębie. Szczególnie przez ostatnie 20 lat obserwujemy wysyp znachorów polujących na nieszczęście ludzkie i nabijających kabzę przez zdesperowanych ludzi. W każdym razie masowe powielanie owej pozycji może okazać się skrajnie nieodpowiedzialne. Ale przejdźmy do treści.
Mimo przystępnego języka i większego poukładania treści, przy charakterystycznym zazwyczaj dla Autora chaosie formowania treści, ciężko mi było przebrnąć przez lekturę, być może ze względu na poruszaną tematykę. Zdarzają się też powtórzenia treści. Książka ma pewne mankamenty techniczne. Miejscami są np. pominięte spacje, czy błędy w maszynopisie. Wcześniej Replika po prostu kopiowała książki bez redakcji, więc były dokładnie powielane z rzeczonymi, nie wiem jaki jest stan na ten moment.
Mamy przed sobą przede wszystkim nieoceniony materiał etnograficzny. W książce znajdziecie ogółem informacje, w jaki sposób etnograficznie traktowano choroby i gdzie szukano ich przyczyny. Podzielona jest generalnie na rozdziały je klasyfikujące. Opisane są również sposoby zadawania. Autor przytacza również ciekawe przykłady synkretyzmu, między innymi w zamówieniach. Pisze również o tym, jak słowiańskie demony wypędzano waśnie zamowami i egzorcyzmami katolickimi. Oprócz treści o typowych chorobach znajdziecie tu również długi i ciekawy rozdział o zmorach i szczególnie cenne treści o zarazach, przepełnione magicznymi sposobami na radzenie sobie z nimi. Znajdziemy tu także informacje o przeżytkach kultu natury zawierające dużo legend miejscowych, rolę amuletów w lecznictwie, oraz wytłumaczenie sztuki guślarzy i czarownic w lecznictwie.
Komentarze
Prześlij komentarz