Tradycje świąteczne. Szczodre Gody

 Szczodre

Witajcie kochani. O Szczodrych Godach pisałam już rok temu:

https://pijanamorana.blogspot.com/2019/12/czym-sa-szczodre-gody.html

 ale dziś przybliżę Wam troszkę zwyczajów zimowych i Godowych od strony historyczno - etnograficznej, włącznie z tym, jak przygotowywano się do tego radosnego, ale i refleksyjnego czasu. 
 Zapraszam!

Przesilenie zimowe świętowano praktycznie na całym świecie jako Jule, saturnalia czy Sol invictus. W V -XIII wieku u wszystkich ludów indoeuropejskich występował model gospodarki rolno - hodowlanej, a Słowianie poszli krok dalej i pozwolili się temuż modelowi prowadzić przez życie podporządkowując mu sferę duchową.
 Gody zaś obchodzimy 21 grudnia i można powiedzieć, że święto to otwierało kalendarz obrzędowy.


Czas zimowy był generalnie dość ważny dla Słowian. Zamykał on rok wegetacyjny, a tym samym obrzędowy. Wszyscy wyczekiwali go głównie z niepokojem martwiąc się o to, czy plony i zgromadzone wiktuały starczą, aby przeżyć. Gody natomiast były nadzieją. Starano się, aby potraw było jak najwięcej, aby wszyscy, włącznie z duchami Przodków przebywający w tym czasie na ziemi byli syci. Szczodre były też narodzinami nowego Słońca, które jak wiecie było przez Słowian czczone w postaci Boskiej. 
Obchodzono więc narodziny (odrodzenie) Swaroga i zwycięstwo światła nad ciemnością.


W okresie przygotowań do tego święta nie można było przede wszystkim dotykać ziemi, orać ani wykonywać żadnych zabiegów agrarnych, gdyż ma ona odpoczywać. Zabraniano również przędzenia i darcia pierza, aby nie obrazić Dziadów albo duchów domowych.

 Jak spora ilość świąt słowiańskich Gody były obchodzone przez kilka, a nawet kilkanaście dni z rzędu. 
 Zwyczaj sprzątania dla Jezuska też nie jest bezzasadny, gdyż zwyczajowo sprzątano przed szczodrymi, aby nie obrazić przodków przebywających w tym czasie na ziemi, ale również miało to związek z magią oczyszczającą. Czasem kadzono specjalną mieszanką ziół.

 Do domu wstawiano też snopek żyta (diduch) i go przystrajano, lub robiono podłaźniczkę z czubka świerka, jodły lub gałęzi sosny. Trzeba ją było jak najszybciej przynieść do domu, gdyż temu kto ją najrychlej zamontował miało najszybciej wzejść. Podłazić na Podhalu znaczyło tyle co iść do czyjejś chałupy powinszować szczęścia. Ozdoby stanowiły głównie suszone owoce i orzechy. W niektórych rejonach wieszano figurki z ciasta lub... wycięte z brukwi. W każdym razie oba strojne fetysze symbolizowały szczęście, urodzaj i witalność. Igły opadające z drzewka również miały wyjątkową moc. Chroniły one przed upiorami, nie wiemy jednak w jaki sposób przechowywano je do następnego roku. Na pewno nie zaszkodzi schować sobie kilka w kaptorgę.
 Częścią tradycji było również wkładanie sianka pod nakrycie, celem późniejszego wróżenia, dawanie najmłodszym upominków i słodkości, a także tzw 
szczodraków, czyli specjalnych pierożków albo bułeczek na słodko lub wytrawnie (najczęściej wyglądają jak małe rogaliki; gdzieniegdzie były to placuszki w kształcie zwierzątek lub laleczek), kolędowanie , czy chodzenie po domach z Turoniem, oraz innymi strachami i hałasowanie. Dwa ostatnie zwyczaje odprawiano celem przepędzenia demonów, złych duchów oraz chorób z domostwa, do którego się zawitało. Za gwiazdorów przebierali się chłopcy zakładając prześcieradła przepasane. W innych rejonach nazywano ich gwizdami. Rozdawali dziatwie łakocie i wspomniane już szczodraki. Przebierano się również za konia kozę, dziada z babą i bociana. Zwyczaj ciekawy jest o tyle, że w Bułgarii był to żuraw. Kolędowanie miało inscenizować odradzanie się do życia i wypędzanie złego. Można przeczytać o nim rozlegle w 3ciej części dzieła Moszyńskiego "Kultura ludowa".

Może dziś jest to oczywiste, ale bardzo ważne było umycie się przed obrzędem. Woda miała właściwości oczyszczające, mające na celu zmyć wszystkie brudy włączając w to duchowe. Przed samą wieczerzą należało obmyć twarz i ręce. Co ciekawe, przeżeranie się na święta to też słowiańska tradycja, bo jeśli nie byłeś pełen po samo gardło, to mogłeś obrazić Bogów. Przy stole powinna zasiadać parzysta liczba osób, aby spotkać  się w tym samym gronie i nie wnieść w dom staropanieństwa.
Celebrowano głównie więzi rodzinne i nie zapominano o Przodkach. Niektórzy z badaczy spłycają więc Szczodre do zimowych Dziadów. Zmarłych ogrzewano ogniskami, organizowano rytualne uczty, a wieczorem przygotowywano kolację z 12 potraw. Nie zdziwi Was pewnie fakt, że dusze często przychodziły o północy. Nie należało więc sprzątać stołu. Należało im nakryć i uważać, aby nie wylewać wody. Przed siadaniem na stołku należało na niego tego dnia dmuchnąć. Jedną z tradycyjnych potraw przygotowywanych w tym czasie była kutia, czyli tłuczona pszenica z makiem, bakaliami, orzechami, rodzynkami lub miodem, oczywiście w różnych wariacjach. Była ona szczególnie powiązana z duchami Przodków i serwowana również podczas Dziadów i tzw tryzn (coś w stylu styp, tylko połączone z relatywnie radosnymi obchodami). Gdy podczas wieczerzy upadła komuś łyżka, nie można było jej podnosić, gdyż oznaczało to, że któryś z przodków potrzebuje jeszcze czegoś. Wracając do potraw. Jeśli chodzi o ich ilość starano się, żeby faktycznie było ich tyle ile miesięcy, aczkolwiek raczej była to domena bogatych rodzin. Starano się jednak o 9-13 potraw, oraz żeby na stole gościła ryba. Wcześniej był to węgorz, najczęściej solony, szczególnie zakorzeniony w tradycji północnej. Dzielono się nim w rodzinach rybackich i starano się, żeby każdy tego węgorza na święta na stole miał. Ciekawą potrawą był jarmuż z brukwią gotowane całą noc. Podawano również polewkę piwną.
Nietypowym gościem na szczodrej biesiadzie były  wilki, które na nią zapraszano, aby nie trapiły zwierząt w obejściu. Być może dla tego później Mikołaj został patronem wilków. Kolberg pisał, że nie można było nawet wypowiadać słowa wilk, które zastępowano słowem 'zwierz'. stąd też powiedzenie "nie wywołuj wilka z lasu".

W późniejszym czasie, kiedy przestano palić ognie na nekropoliach, zostawiano symboliczne puste nakrycie ku pamięci tych, którzy już przy tym stole nie zasiądą. Pominięcie dodatkowego nakrycia mogło ściągnąć na mieszkańców nieszczęście. Wierzono, że zmarły przodek może przemówić przez zwierzęta, więc bacznie się im przysłuchiwano. Lepiej im też dawano jeść. Gdzieniegdzie wypiekano im nawet specjalne chlebki zwane gwiazdką. W części kraju podsłuchanie rozmów zwierząt mogło się jednak wiązać ze śmiercią. Według Klingera zwyczaj nasłuchiwania zwierząt i ptaków ma starosłowiańskie pochodzenie, szczególnie, że dusze ludzkie często przybywały na ziemię w postaci ptaków.
Na stole stawiano często czosnek i żelazo, lecz nie wiemy czy w celach ochronnych przed demonami, czy było to 'upomnienie' dla Przodków, aby po kolacji na pewno opuściły dom. 

Jeśli nadal szukacie świątecznych prezentów, dużą popularnością cieszyły się jabłka, symbolizujące dostatek i rumiane dzieci, więc dawano je młodym. 
Miód, najlepiej lipowy oznaczał 12 miesięcy w dobrobycie, a orzechy i monety dostatek.

W dzień ten wszystko uchodziło na sucho, więc psocono na potęgę. Ponoć zdarzały się nawet przypadki wniesienia wozu na dach stodoły, albo rozmontowania różnych sprzętów.

Na urodzaj obwiązywano również w Szczodre drzewka słomą, często tą pozostawioną przez kolędników. W niektórych rejonach robiono to w samej bieliźnie, rano albo o 12  w nocy. W dzień noworoczny budzono także drzewa dzwoniąc dzwonkami oraz wypowiadając specjalne zaklęcia. W polu bito biczem, krzyczano na 4 strony świata. Na urodzaj rzucano też grochem. W moim rejonie rzadko się go dodaje do potraw, wiec rzucano makiem.
12 była godziną wyjątkową, bo zjawiały się duchy Przodków, a woda miała uzdrawiającą moc.

Ważnymi, choć mało znanymi zwyczajami jest
zakaz dzielenia się ogniem, o którym pisał między innymi Stanisław ze Skarbmierza. Od "dawcy ognia" odwróciło by się szczęście. Być może miało to związek z późniejszym zakazem udzielania pożyczek przed świętami, aby niczego nie zabrakło na przyszły rok. W każdym razie można powiedzieć, że było to święto ognia, więc nie można było go umniejszać, ani wynosić z domu. Ogień i dzień należały do początku wegetacyjnego. 

Jeśli nie wróżyliście na Andrzejki to również nic straconego. W Szczodre i Nowy Rok również wróżono na różne sposoby.
Dobrze widoczna droga mleczna wróżyła obfity rok.
Najbardziej popularnym sposobem wróżenia  było ciągnięcie sianka spod obrusa. W różnych rejonach jednak różnie to interpretowano. Raz patrzono na długość, innym na kolor. Na Pomorzu dorosłe dziewczęta ciągnęły sianko trzykrotnie. Gałązka z listkami wróżyła zamążpójście. To samo mogło oznaczać źdźbło zielone. Żółte mogło oznaczać staropanieństwo. Długie mogło oznaczać też po prostu długie życie, a połączone znalezienie partnera.
Palono też kądziel. Jak dym szedł do góry - wróżyło to jasną przyszłość.
Otwierano cztery orzechy na cztery pory roku.
 Na Śląsku przez całą kolację miał pod stołem przeleżeć wieniec z czegoś zielonego. Następnie dziewczęta rzucały go na drzewo. Jeśli na nim zawisł trzy razy pod rząd, mogły wyglądać swatów. Losowano także talerze z piaskiem, wodą i gałązką, gdzie piasek oznaczał śmierć, gałązka małżeństwo, a woda dziecko. 
Rzucano także w drzwi bucikami. Jeśli ustawiły się do wyjścia, znaczyło to małżeństwo. 
Wierzono także, że jeśli spojrzy się z sieni do sali biesiadnej, między gośćmi można ujrzeć osobę, która ma umrzeć tego roku. Życie z podwójnym cieniem również mogło  być w tym dniu zagrożone, tak samo jeśli w wigilię się skaleczyliśmy.

To wszystko na dziś. Niech te Gody będą dla Was nowym początkiem. Spędźcie je zdrowo i radośnie. Do zobaczenia!


Bibliografia pomocnicza:

Gloger Z., 1903. Encyklopedia staropotska, t.4. Druk Piotra Laskauera, Warszawa
Klinger W., 1931. Doroczne święta ludowe, a tradycje grecko - rzymskie, Bibljoteka "Ludu Słowiańskiego" n.2, Gebethner i Wolf, Kraków
Koprowska-Głowacka A., 2016. Magia ludowa z Pomorza i Kujaw, Region, Gdynia
Moszyński K., 1939. Kultura ludowa Słowian, Polska Akademia Umiejętności, Kraków
Olszewski M., 2002., Świat zabobonów w średniowieczu, Semper, Warszawa
Stelmachowska B., 2016. Rok obrzędowy na Pomorzu, Region, Gdynia

Komentarze