Zioła w tradycji i obrzędach słowiańskich, cz.6

 Rośliny w tradycji i obrzędowości Słowian

Witajcie kochani. Dziś chcę się cofnąć do serii roślin, ziół w obrzędowości Słowian. Wydaje mi się, że będzie to ostatni wpis z serii, niemniej nie uważajcie tematu za wyczerpany, bo miały one bardzo znaczną rolę w różnych sferach życia i obrzędowości wiary tradycyjnej. Niemniej chciałabym w ten sposób zamknąć serię. Omawialiśmy magię miłosną, zioła święcone na Matki Boskiej Zielnej i sobótkowe. Możecie je znaleźć na blogu. Przy okazji doszliśmy do wniosków, że większość ziół nacechowanych magicznie pełni funkcje ochronne. Dziś chciałabym poruszyć nieco bardziej poważną strunę. Śmierci.
Zapraszam!

Śmierć jest nieodłączną częścią życia zarówno jednostki jak i całego społeczeństwa. Budzi ona ciekawość, strach, pewien egoizm pytania co ze mną będzie jak umrze mój bliski? Co ze mną będzie gdy ja umrę? Czy istnieje coś po śmierci? Prawie każdy ma nadzieję, że tak jest - również nasi przodkowie.
W "Relacji Ibrāhīma ibn Ja'qūba z podróży do krajów słowiańskich" możemy przeczytać, że lud ten "Głośno objawia radość i cieszy się przy paleniu zmarłego, twierdząc, że radość i głośne oznaki wesela stąd, że pan [Bóg] zmiłował się nad nim."
Kolejny podróżnik arabski pisze praktycznie dokładnie te same słowa. Można sądzić wręcz, że może być odpisane. Ahmad ibn Rosteh w "Relacji anonimowej" wspomina "Przy spalaniu zmarłego głośno się radują, utrzymując, iż cieszą się z powodu zmiłowania się nad nim boga".
 Skąd moja pewność, że Słowianie z pewnością wierzyli w życie po śmierci? Otóż oprócz bardziej abstrakcyjnych rzeczy jak wiara w trójpodział świata (axis mundi) i mitu o podziemnej Nawi - domeny Welesa, upraszczając, opiekującego się duszami Przodków, mamy również bardziej "namacalne" dowody w postaci darów pogrzebowych. I nie mówię tu wyłącznie o ulubionej biżuterii czy rynsztunku. Jak na pewno wiecie do grobów składano także pokarmy, donoszono je na Dziady, a w miejscach pochówków palono ognie celem ogrzania zmarłych. Wierzono, że dusze nie tylko żyją w wyznaczonym sobie świecie, ale również kilka razy do roku, w swoje święta wracają zobaczyć rodzinę. Niektórym udawało się nawet zostać duchami opiekuńczymi domostwa. 
O niektórych roślinach wkładanych do grobu zmarłemu już mówiliśmy przypomnę, że były to: boże drzewko, ruta, bylica. Rotyć (wrotycz) zaś miał przyspieszać zgon konającego.

Słoma była bardzo ważna w rytuale przejścia na drugą stronę. Możecie o niej przeczytać w jednym z moich artykułów:

https://pijanamorana.blogspot.com/2020/05/zioa-w-tradycji-i-obrzedach-sowianskich_11.html

Na Lubelszczyźnie wręcz wyobrażano sobie śmierć w postaci "takiej jasnej, ślicznej pani, bieleńkiej, w chwasty okręconej". Co ciekawe w tym kontekście, że w późnym folklorze śmierć nie była uważana za naturalną kolej rzeczy, a działanie złych mocy - duchów, demonów, czarownic itd. 
Śmierć niosła ze sobą wiele drobnych rytuałów, od przewidywania śmierci w okolicy, po uroki, przez pomoc konającemu, przygotowania trumny, wyniesienia, drogi na cmentarz czy wielu innych zabiegów. 
Według średniowiecznego zielnika przedziwne właściwości miał mieć matecznik (melisa lekarska). Człowiek miał się 'rozpuknąć' opasany rzemieniem nasączonym sokiem z tej rośliny rozrobionym z 1/3 potu rudego człowieka. Nie pytajcie.
Z 1495 pochodzi notka, że przymiotowe ziele (Senecio), a konkretnie wywar ze świeżego kwiecia zadusza i dławi  na śmierć.
W Siedmiogrodzie konającego kładziono na ziemi, na grochowinie.  Umierających Łotyszy też na niej umieszczano, jak śmierć się zbliżała. Rosnący groch też miał szczególne właściwości. Oprócz tego, że był przysmakiem wodników, do do tej pory w niektórych miejscach ponoć nie wolno go rzucać na ziemię, a w razie rozsypania należy pocałować każde ziarenko.
Cis też wykazywał własności magiczne,choć pewnie mało kto kojarzy, że jest to w ogóle rodzima roślina, która rosła niegdyś swobodnie w polskich lasach. W każdym razie cień tego drzewa był do tego stopnia szkodliwy, że mógł nie tylko nabawić choroby, ale nawet zabić.
Z klonu zaś robiono trumny, gdyż jego deski miały odpędzać złe duchy.
Wioząc nieboszczyka na cmentarz nie należało poganiać zwierząt biczem, gdyż uwity z konopii lub lnu - w pobliżu nieboszczyka mógł sprawić, że te rośliny nie wyrosłyby już nigdy na polu po zmarłym. W Borowej, w związku właśnie z tym przekonaniem używano w tym celu gałązki wierzbowej 'chabiny'.
Z przesądów związanych ze śmiercią ciekawym jest ten, który mówi o tym, że na trumnie nie można było kłaść wianka z barwinka. Obdarowujący mógł przez taką grzeczność ciężko zachorzeć i to w najlepszym przypadku. Taką osobę zazwyczaj zmarły miał zabrać ze sobą.
W podaniach ludowych dusze często zamieniały się w rośliny, szczególnie drzewa. Mogły być to dęby, brzozy, czy wierzby, szczególnie wolno stojące. Pod Książnicami Wielkimi miał rosnąć właśnie dąb, którego "pięć osób łańcuchem nie obejdzie". Drzewo miało płakać przy próbie uderzenia siekierą i broczyło krwią. Sporo przekazów mówi o ludziach przeklętych lub zaklętych w drzewa.
Śląska pieśń mówi o Turkach wędrujących pod jaworowym lasem. Znaleźli tam drzewo, które było im potrzebne, więc chcieli je wyrąbać:

"Jeden ciął lała się krew z niego, 
Drugi ciął do niego, odciął trochę z niego,
Trzeci ciął do niego, drzewo przemówiło:
'Nie rąbajcie we mnie, bo ja jest dzieweczka, 
Bo ja jest dzieweczka z Nowego miasteczka,
Ale wy mnie mieście, do mej matki wiedźcie, 
Postawcie mnie w sieni, w sieni za drzwiami,
Tam mnie matka znajdzie, obleje mnie łzami".

Podobne przekazy o zamianie w drzewo pochodzą z różnych stron Słowiańszczyzny i nie tylko. Bardzo ciekawą analogią do  - po części do greckiego mitu o królu Midasie, jak i duuużo późniejszej, ale znanej wszystkim "Balladyny" Słowackiego jest opowieść z Rudawy pod Krakowem. Mówi o dwóch córach królewskich, które miały zbierać w lesie kwiecie. Ta, która będzie miała obfitszy zbiór - miała dostać całe królestwo. Nie na długo poszczęściło się młodszej, która została jednak zabita przez starszą i pochowana pod lipą. Przyniosła wszystkie kwiecie ojcu i zełgała, że siostra musiała się zgubić. Na poszukiwania wysłano pastuszka, który z rzeczonego drzewa zrobił sobie fujarkę. Zaklęty instrument grał piosenkę:

'Graj pastuszku, graj!
Sercu memu żal, 
Starsza siostra mnie zabiła,
o koszyczek mój.'

Co więcej. Okazana królowi, zmieniała imię grającego w pierwszym wersie. Zabójczyni wylądowała w lochu i tam umarła z żalu i głodu.
Dość makabrycznym jest przekaz z Mazowieckiego. Przekaz lokalny mówi o dziewczęciu, które straciło wianek i zostało ukarane przez brata. Miała ona śpiewać:

"Porąbcież mnie w drobny maczek, 
Zasiejcież mie w ogródecek
Wyroście ze mnie troje ziela:
Rutka, lilija, szałwija".

Jeśli jesteśmy już przy posranych podaniach, mogę Wam zdradzić genezę uroczego bratka. Otóż jego nazwa zwyczajowa to brat z siostrą i nie bez powodu. Otóż w kwiat ten miało zostać zamienione za karę rodzeństwo, które żyło ze sobą w kazirodczym związku.
 

Istniała też piosenka:

"Ja se swojej śmierci dam zagon pod kwacki [brukiew], 
Zebyk potem w grobie nie leżała w znacki."

Wiemy więc, że śmierć lubi warzywa. 
Nawet późny folklor radzi sobie ze śmiercią. Otóż w 1542 roku w "Ogrodzie zdrowia" można było przeczytać, że kilka ziarenek pieprzu oraz gorczycy zagryzionych na czczo chroni od śmierci! Może ktoś z Was sprawdzi. Niesamowitymi właściwościami miała odznaczać się również konwalia (lud. lanuszka) miała moc nawet wskrzeszać konających.

To wszystko na dziś i tym samym kończymy serię o ziołach magicznych. Niemniej sam temat z pewością się jeszcze pojawi. Trzymajcie się ciepło!

 




Bibliografia pomocnicza:

Biegeleisen H., 2017. Śmierć w obrzędach i zwyczajach ludu polskiego, Armoryka, Sandomierz
Fischer A., 2016. Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych, Polskie Wydawnictwo Ludoznawcze, Wrocław
Klinger W.,1931. Bibljoteka Ludu słowiańskiego pod redakcją Jana St. Bystronia nr.2/1931. Doroczne święta ludowe a tradycje grecko - rzymskie, Gebethner i Wolf, Kraków Rostafiński J., 2018. Zielnik czarodziejski to jest zbiór przesądów o roślinach, Armoryka, Sandomierz

Komentarze