Zioła w tradycji i obrzędach Słowiańskich, cz.4

Rośliny w tradycji i obrzędowości Słowian

Witajcie moi kochani! W ten słoneczny weekend będziemy kontynuować rozważania na temat roślin magicznych w obrzędowości. Mam  nadzieję, że tematem Was jeszcze nie zanudziłam, ale ostatnio wrzuciłam sporo recenzji i materiałów wideo, więc mam nadzieję, że w razie czego każdy znajdzie coś dla siebie. To już czwarta część, poprzednie znajdziecie oczywiście na blogu, poniżej macie link do ostatniej:

https://pijanamorana.blogspot.com/2020/05/zioa-w-tradycji-i-obrzedach-sowianskich_18.html

Przez poprzednie trzy wpisy omawialiśmy rośliny święcone na Matki Boskiej Zielnej i pewnie nie zaskoczy Was fakt, że tematu nie wyczerpaliśmy. Chciałabym wspomnieć jeszcze o kilku roślinkach, zanim przejdziemy do ziół sobótkowych. 

Między innymi w Czechach święcono również dzwonki. W Polsce w tym miejscu święcono dziurawiec, o czym pisałam już w serii. Dzwonki rozpierzchłe, Campanula patula, w glossach staropolskich występują pod uroczą nazwą kłobuczki. Roślina również chroni przed demonami szkodzącymi położnicom. Używane były także do czarów miłosnych. Moczone w wódce miały zapobiegać zaziębieniu, więc dbajcie o profilaktykę.

Wymieniany wielokrotnie w tej serii Moszyński, wybitny polski etnograf i slawista podaje jako zioła święcone jeszcze tojad, rutę, piołun, miętę i lubczyk. Dziś omówimy sobie dwa pierwsze zioła, gdyż kolejne możecie już znaleźć w zestawieniu części poprzednich. 

Tak więc tojad znany jest także pod nazwą dość niewdzięczną- mordownik. Aconitum xcammarum sadzony był w ogrodach przydomowych, lecz w Polsce występuje kilkanaście gatunków tojadów. Toja noszona przy sobie płoszy specyficzny rodzaj demona, mianowicie perelistnika, który... napastował młode kobiety. Legenda z Hrubieszowskiego mówi o dziewczęciu, w którym zakochał się sam diabeł, chcąc zabrać do siebie. Przebrany za człowieka zastał ją w wianku i poprosił, aby kwiecie zrzuciła. Dziewczę zaczęło się rozbierać z ziela, lecz rozległo się pianie koguta, więc ten zniknął mówiąc na odchodnem: "Kedyb ne terłycz, ne toja, byłaby dziewczyna moja'. Roślina więc ma odstraszać siły demoniczne. Poświęconą gałązkę tojadu wtykało się również w ścianę chaty, aby złe moce nie mogły do niego wejść. W podobnych celach sadzono go przy domach.

Ruta zwyczajna, Ruta graveolens jest i była uprawiana w ogródkach przydomowych. Nie tylko święcono ją na MBZ, ale też palono w ogniach sobótkowych. Miano śpiewać wówczas pieśń: 'na mojej grządce rosła w lecie rutka'. Ruta miała oznaczać gotowość do zamążpójścia, więc nosząc ją trzeba było się liczyć z pewnymi 'konsekwencjami'. Dziewczęta wplatały ją we włosy, aby zasygnalizować, że są już dorosłe. Ruta i tojad miały mieć siłę odganiania czarów. Zamiast obrączek ślubnych po weselu zaszywano wianki ruciane w pościeli młodej parze. Ruta zamykała również cykl życia, gdy uczestniczyła również w obrzędzie pogrzebowym. Wkładano ją do grobu głównie dzieciom, aby ciało się nie psuło. Na ułatwienie zgonu kładziono zielę pod pachę niedoszłemu nieboszczykowi. Podania ludowe twierdzą, że ruta jest też niezawodna w... walce z bazyliszkiem.

To w sumie koniec roślin święconych na MBZ, jak widzicie każda z nich pełniła ważną rolę w obrzędowości słowiańskiej. Zanim przejdziemy jednak do roślin kolejnych, chciałabym Wam jeszcze opowiedzieć pewną legendę. Etnograficzną legendę chrześcijańską. Bo skąd się w ogóle wzięło to święcenie ziół? Otóż rzekomo, gdy apostołowie przybyli do grobu Maryi po trzech dniach od pogrzebu, zamiast ciała znaleźli na miejscu 'zioła i kwiaty woniejące'. To tyle o tym zwyczaju.

O naszej wytęsknionej Sobótce wspomina między innymi Gostyński. Pisze o tym, że wieczorem zbierała się 'młódź' i wyplatała wianki z ziela i korzonkó, a opasawszy się bylicą rozpalali ogień. Gloger zaś wymienia nam zioła, którymi owe ogniska rozpalano, twierdząc że też nie są one przypadkowe. Pisze o pokrzywie (cz.1), piołunie i głogu (cz.1). Także o brzozie. Do wianków, które puszczano na wodę, również panny przygotowywały wyselekcjonowane rośliny, aby zapewnić sobie szczęście i powodzenie. W wianku takowym powinny znaleźć się następujące zioła: barwinek, ruta ogrodowa (powyżej), kalina, jaskier, macierzanka, wrotycz (cz.2) i oczywiście nasz ulubiony lubczyk (cz.1).  

Bylica, Artemisia vulgaris, wielokrotnie dziś wymieniana, nazywana jest we wrocławskich zabytkach z XV-XVI w. 'matką roślin'. Spiczyński w 1542 roku pisze, że dym z piołunu wygania z domostwa diabła. Sądzić więc można, że zielem tym odganiano demony. Kronikarz, Marcin z Urzędowa w 1595 potwierdza tę hipotezę, dodając, że roślina jest pomocna również w walce z czarami. Ten więc, kto został zauroczony nosić miał ją obwiązaną wokół szyi, a także go tym zielem kadzono. Do takich naturalnych kadzideł dodawano również, w zależności od rejonu, koper i bławatek. Przeciwko złym duchom miano używać również łopianu i dziewanny. Bylicą kadzono również bydło, aby nie szkodziły im czarownice. W Krakowskiem wierzono, że jak pies zje piołun, to rozpozna wiedźmę.  Powinna też odganiać pioruny, więc zatykano ją z tego powodu na dachach (w Toruńskiem w obory oprócz piołunu wtykano motylicę), choć ponoć przed urokami też strzegła. Dziewczęta wrzucały bylicę na dach celem rychłego zamążpójścia. Przepasanie się nią miało ustrzec od bezpłodności i nieszczęścia, co zapewne było powodem, dla którego opasywano się nią w Sobótkę, kiedy to świętowano wigor i jurność. W Kieleckiem zatykano roślinę na czterech węgłach i nad wejściem, aby nie chorować. Aby miała wyjątkowe zdolności lecznicze, należało ją zrywać o 12 w południe. Kiedy dziewczę w św. Jana zerwie tę roślinę, a znajdzie pod nim węgielek, to wyjdzie za mąż. Jeśli robala, to straci wianek. Dodawano też bylicę do wódki, aby 'pić bez upijania się', więc ma bardzo praktyczne zastosowanie. W niektórych rejonach kładziono ją zmarłym do grobu. 

To wszystko na ten weekend. W czwartek widzimy się na yt, a w tygodniu wpadnie pewnie jakaś recenzja. W następnych częściach będziemy nadal dywagować na temat roślin Sobótkowych. Jak widzicie materiał jest jak kula śnieżna, cały czas na bieżąco znajdujemy w zielnikach jakieś nowe drobiazgi i zbieramy kolejne rośliny magiczne. Za tydzień może już serio odpoczniemy od chwaścików, ale zobaczymy. Mam nadzieję, że jeszcze Was nimi nie zamęczyłam.

Bibliografia pomocnicza:


Fischer A., 2016. Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych, Polskie Wydawnictwo Ludoznawcze, Wrocław
Gloger Z., 1093. Encyklopedia Staropolska Ilustrowana, t.4, Druk Intro, Inowrocław
Klinger W., Bibljoteka “Ludu słowiańskiego pod redakcją Jana St. Bystronia nr.2/1931. Doroczne święta ludowe a tradycje grecko - rzymskie, Gebethner i Wolf, Kraków


Komentarze