Bestariusz słowiański cz. 11

Bestiarisz słowiski, część 11


Witajcie moi drodzy! W końcu, chyba po miesiącu media społecznościowe postanowiły oddać mi blog, więc bardzo się cieszę i zapraszam Was serdecznie do starych materiałów. Nowych czytelników ściskam i zapraszam na części poprzednie i przypominam, że pojawiła się już u mnie podobna seria - mianowicie "bestiariusz wiedźmiński, a bestiariusz słowiański". Pierwsza część pojawiła się również w podkaście. Możecie je znaleźć pod poniższymi linkami:








W naszej serii pojawiły się już demony leśne, wodne, domowe, powietrzne i polne. Wydaje mi się, że kategoria, którą chciałabym Wam dziś zaprezentować będzie zarazem ostatnią. Pewnie będą się jeszcze pojawiać demony słowiańskie, ale w jakiejś nowej formie. Zobaczymy. Tymczasem zapraszam Was już do kategorii, przez którą połamałam mózg żeby ją sensownie nazwać, czyli

demony wampiryczne

Na początku chciałabym Was zanudzić garścią statystyk pochodzących z badań Pełki, gdyż rzucają ciekawe światło na demonologię. Według jego badań prowadzonych głównie na terenie województwa lubelskiego, na pytanie "kto najczęściej zostaje upiorem 26,3% osób odpowiedziało, że człowiek zły, 14,6% że samobójca, 10,7% że człowiek posiadający dwa serca, 7,4% opowiadało się za tym, że człowiek, który nie uzyskał spowiedzi przed śmiercią, 6,6% że człowiek niewierzący, tyleż samo, że czarownik, 5,8% że człowiek zmarły śmiercią tragiczną, 2,5% że człowiek posiadający dwie dusze, 1,7% oskarżało o wampiryzm owczarzy, 0,8%, że człowiek chytry, tyle samo nie bierzmowanych, ludzi, którzy długo nie mogli umrzeć, tyleż samo, że człowiek zadłużony lub... dobry i w końcu 13,8% dawało wiarę w to, że po prostu każdy i nie ma na to zasady. Jego uczeń, Baranowski o którym wieeelokrotnie wspominałam na blogu dodaje w swoich badaniach, że mogli być to urodzeni z zębami, ludzi o sinych twarzach, nierównym oddechu, nie ochrzczonych bądź źle ochrzczonych (!) i ludzi, których ciało było przekroczone po śmierci. Przy okazji przytoczę statystyki prowadzone przez Pełkę, które dotyczyły zwalczania upiorów. 25,3% informatorów twierdzi, że najskuteczniejsze jest odkopanie grobu i przełożenie ciała twarzą do ziemi, 23,1%, że zamówienie mszy za zmarłego, 11,6%, że wystarczy nawiercić dziurę w grobie i wlać weń wodę święconą, tyleż samo doradza poświęcenie mieszkania po pogrzebie, 9,2% wysypanie na grób maku, 5,7%, że odkopanie nieboszczyka i ucięcie mu głowy, 3,4% że starczy poświęcenie ciała podczas pogrzebu, 1,1% że włożenie kawałka żelaza do ust zmarłego, tak jak przewrócenie wozu zmarłego po powrocie z pogrzebu. Reszta, że nie da się uchronić przed tymi demonami.

Pierwszymi stworzeniami w tej kategorii będą oczywiście upiry (wąpierze, wampiry, upiory, martwiec). Były również nazywane strzygami / strzygoniami, ale o nich chciałabym napisać oddzielnie. Gloger pisał wręcz, że żeńskim odpowiednikiem wąpierza jest strzyga. O tym, że wiara w te potwory była dość wczesna świadczą między innymi tzw, pochówki wampiryczne, czyli odkrywane przez archeologów podczas wkopalisk czaszki przebite gwoździem lub kołkiem, ewentualnie zwłok które widocznie przeszły szereg zabiegów magicznych. Mam na myśli odkrycia głównie z Mazowieckiego. Samo słowo 'upir' pochodzi z języka rosyjskiego, a na terenach Polski używano słowa 'wąpierz'. Podania o wampirach mieszały się z tymi o strzygach i zmorach, miały one również podobne cechy o czym przekonacie się zresztą za chwilę. Ludzie, którzy byli posądzani o wampiryzm mieli pewne, szczególne cechy za życia, które mogły przesądzić o oskarżeniach w tym kierunku. Oprócz oczywistych rzeczy, takich jak podwójny rząd zębów, zęby wypchnięte do tyłu, wydatne kły, mogło być to umieszczenie serca bardziej po prawej stronie, proble zdrowotne powodujące nierówny oddech lub powodujące rzężenie. Predyspozycje do zostania upiorem miały nawet noworodki urodzone z zębami oraz lunatycy. Kto z Was według tych wytycznych jest wampirem? :D "Upiór występuje jako duch, bądź żywy trup. Jest krwiożerczy, napastliwy, przyprawia o śmierć swym tchnieniem (...) Za życia rozpoznaje się go po tym, że rodzi się z dwoma sercami, bądź już zębami, bywa lunatykiem, gada sam do siebie. Po śmierci ma czerwone paznokcie, bywa czerwony, co zresztą poszło w przysłowie 'czerwony jak upiór', miewa siny znak na plecach, często w kształcie nożyc. Bywało, gdy we wsi ofiarą choroby padało kilka ludzi w odstępie krótkiego czasu, wówczas rodził się przesąd w wyniku którego przypisywano to nieszczęście upiorom. Toteż ruszano gromadnie, odkopywano mogiły domniemanych martwców, przebijano kołkiem osikowym serce - to rzekome zapasowe, które żyóło jeszcze po śmierci całego organizmu, bądź przeszywano ciało kołkiem lipowym lub głogowym, odcinano głowę rydle, kładąc ją między nogi, sypano mak do trumny, kaleczono pięty, dawano pieniądze pod język, albo kartkę z nazwiskiem umarłego, przecinano ścięgna, kładziono wieszczego (o wieszczym oddzielnie, za tydzień) twarzą do ziemi, wieszano koszulę na wieży kościelnej, a czasem w ogóle przerzucano zwłoki na bagno". W niektórych okolicach panowało nawet przekonanie, że upiorem zostaje każdy samobójca, bądź osoba, która zginęła w tragicznych okolicznościach. Ks, Benedykt Ohnielowski twierdził w 1754 roku, że były tożsame z czarownikami bądź z czarownicami, którzy sprzedali duszę diabłu: 'Pełno w ruskich krajach tej opinii, historii, awantur z okazji upiorów. Przez tych to upiorów nie co innego rozumieją tylko czarowników albo czarownice z diabłem narobijące, z którego pomocą biorą trupy ludzi umarłych z grobów i nimi jak nagimi, smrodliwymi zarażają to ludzi, to konie, to bydło, to wieprze, gęsi, kury etc (...) Wstępuje czart w bestie, drewno, a czemu nie ma w trupa wstąpić? Co w czym będzie przeszkoda? Chyba relikwie przy trupie będące albo egzorcyzm, zaklęcie, albo Bóg nie pozwoli" Cera wąpierzy miała być krwawa, cokolwiek to znaczy, a stąd miało wziąć się wyrażenie 'czerwony jak upiór'. Bruckner uważał, że upiory miały początkowo postać ptaka nocnego z długim dziobem, służącym oczywiście do picia krwi. Druga definicja to potwór pijący krew celem zachowania sił witalnych. Osoby zabite lub ukąszone same miały stawać się demonami.W 1853 roku Graczyński podzielił się z nami wierszowaną wzmianką o upirach:

"Mówi a, że na ludzką krew upiór zajadły,
gdy ofiarę wybierze, której soki pije,
ofiara umrzeć musi, lecz zmarła ożyje
i mordercy swego postępując torem,
znów niewinnych krew chłepcąc,
staje się upiorem"

 Zachowanie demonów mogło być naprawdę przeróżne. Niektóre upiory mogły po prostu przechadzać się niedaleko swojego starego domostwa nie czyniąc nikomu krzywdy, a inne z kolei mogły być śmiertelnie groźne. Najczęściej podania wskazują jednak na to, że piły ludzką krew i za każdym razem wiązało się to ze śmiercią ofiary. Napadać miały głównie młode dziewczęta. Zdarza się, że upir odczuwał nawet uczucia rodzinne. Jak już wcześniej wspomniałam, niektóre kręciły się przy obejściu, ale również nawiedzały swoich bliskich. Ich obecność była odczuwalna pod postacią zimnego pocałunku. Niekiedy nawet miały próbować odbyć stosunek seksualny ze swoim współmałżonkiem, więc najwidoczniej chuć nie stygnie razem z ciałem. W równej mierze takie relacje mogły się wiązać z pewnymi relatywnymi dogodnościami, a dobre pożycie nawet po śmierci wiązać się z pomocą w obejściu. Upiory mogły czyścić konie, wyrzucać nawóz, kosić czy rąbać drwa. Istnieją podania mówiące, że czasem tą istotą można było zostać nie z woli 'diabelskiej', a z 'boskiej'. W mojej rodzinnej okolicy, w Różanie nad Narwią jeszcze do niedawna chodziła po ludziach opowieść o matce, która po śmierci, w nocy przychodziła do pozostawionych dzieci, całowała je, głaskała i robiła różne drobne prace domowe w obejściu. Miała nawet karmić niemowlę piersią. Istnieje nawet opis, który stawia wąpierze w dziwnym świetle, gdyż już bardziej przypominają tutaj psotne licho: "Zdarzały się jednak upiory, które z lubością płatały figle swym sąsiadom, oto wabiły one ludzi na bezdroża, lub bagna, przechodzących przez kładkę wrzucały do wody, wypuszczały konie, bydło i świnie lub drób z pomieszczeń gospodarczych, tłukły szyby, lub naczynia kuchenne, potrafiły nawet zarzucić część wozu na dach stodoły, lub wymazać klamki lub szyby różnego rodzaju nieczystościami". No żarty godne grzechu.
W XVIII wieku ks. Jan Bohomolec pisze o wierzeniach w upiory: "Upiory, według mniemania trupy z trumn powstające, na domy nachodzące, ludzi duszące, krew wysysające, na ołtarze  łażące, je krwawiące, świece łamiące. W krakowskiem nie krzywdziły one ludzi, tylko miały dziwny fetysz profanowania świętości. " Na ziemi krakowskiej wierzono, że niektóre, mniej krwiożercze, upiory nie zabijają ludzi, ale mają upodobanie w rzeczach kościelnych i w związku z tym pachną kadzidłem i ciepłym woskiem; nocą wchodzą do kościołów, pełzajo po gzymsach i ołtarzach, pozostawiają na nich odrażające, krwawe plamy, drą ornaty i komże, przewracają lichtarze, obgryzają i zjadają woskowe świece, wodzą księży na pokuszenie. Wraz z pierwszym pianiem koguta, przed nastaniem świtu, wszystkie bez wyjątku upiory powracają do swych grobów i chowają się w trumnach".
 W związku z domniemanymi dwoma sercami demona Gołębiowski pisze: "Upiór, podług zdania ludu, obdarzony dwoistym życiem, pierwsze utraciwszy, drugiego w nocnej porze używa, niepokoi i szkodę sprawia bądź to w rzeczach domowych, bądź w świętych. Ta dwoistość sprawia mu ogromne cierpienia, gorsze niż męki piekielne, i wzbudza w nim mściwą, morderczą mienawiść do wszystkiego, co żyje. W noce księżycowe wychodzi z grobu, leci w powietrzu lub idzie tyłem jak rak; może zjawić się wszędzie, w domach, na otwartej przestrzeni (np. na rozstajnych drogach), zakrada się nawet do kościołów, nie płoszą go symbole religijne i modlitwy, nie ucieka przed wodą święconą; boi się tylko konsekrowanej hostii o krzyża, a te potrafi zręcznie ominąć. Do mieszkań ludzkich dostaje się przez komin, może również przez ściany i zamknięte drzwi. Straszy, nęka pogrążone we śnie ofiary, może na nie sprowadzić obłęd". Gloger dodaje, że ożywiona są przez światło księżycowe i tym sposobem tłumaczy ich nocną aktywność. Wójcicki zanotował czterowiersz, który miał być kiedyś fragmentem pieśni ludowej:

'Księżyc świeci,
Martwiec leci,
Sukieneczką szach, szach...
Panieneczko, czy nie strach?'

Bywało jednak, że napadały ludzi pod niewidzialną postacią, w ten sposób tłumaczono zawały, zakrztuszenia i udary. Środki ochrony przed upirami, wywodzące się z najstarszej tradycji to oczywiście wykopanie materialnej powłoki domniemanego demona i przebicie go kołkiem / gwoździem lub zupełna dekapitacja. Mogło się to ograniczyć również do odwrócenia nieboszczyka, tak aby "gryzł ziemię". Już wiecie co może oznaczać wyrażenie "gryźć glebę". Z okolic Łodzi istnieją przekazy, że jeszcze w XIX czy XX wieku na grób posądzonego o wampiryzm kładziono ciernie, wtykano w grób kawałek żelaza - nóż lub gwóźdź skierowany w dół. T. Czacki wspomina "Jeszcze pamiętam jak szukano upiorów [w grobach na Wołyniu] głowy motyką ucinano, a serce osikowym przebijano kołem". Uciętą głowę umieszczano oczywiście między nogami. Jak na pewno zauważyliście wierzenia w upiory, zmory i strzygi są mocno przemieszane. Istnieje jednak kilka wzmianek tłumaczących różnice między nimi: "Pożądliwość na krew ludzką brata to widmo [zmorę] z upiorem, z tą różnicą, że człowiek nawiedzany przez zmorę, utraciwszy część krwi swojej, żyć może i cieszyć się czerstwym jeszcze zdrowiem, gdy upiór każdego człowieka, którego krew wysysa, pozbawia życia. Zmora jest duchem nadziemnym, zesłanym na utrapienie bożej ziemi, i początek jej nieludzki, gdyż upiór powstaje ze zwłok zmarłego człowieka, które zły duch ożywia i wiedzie obudziwszy w nim gorącą krwi żądzę". Znalazłam również wzmiankę wymieniającą różnice pomiędzy upiorem, a strzygą " W przeciwieństwie do strzygi, upiory często łączą się w grupy i w sposób zorganizowany najeżdżają ludzkie siedziby. Czasami udaje im się nawet pozyskać pomoc żywych, których przeciągają na swoją stronę poprzez zastraszanie lub obietnicę potęgi, a w końcu zamieniają w upiory."
W 1965 roku Bohdan Baranowski pisał, że wśród starszych osób panowało przekonanie, że na skutek upadku moralności młodych nastąpi inwazja potworów. Nadal czekamy.

Zmora (mora, mara, morawa, mura, gnieciuch, gniotek ros. kikimora) - o zmorach pisałam już wzmiankowo przy demonach domowych, gdyż w niektórych miejscach określenia zmora używano zamiennie z kikimorą. Bez żadnych wątpliwości jednak wykazują one widoczne cechy upiorów. Choć najczęściej zmorą była duszą wychodzącą z ciała podczas snu, a  sam zainteresowany mógł nawet nie zdawać sobie z tego sprawy, że nocą dręczy swoją społeczność. W Polsce wierzono, że może być to zarówno osoba żyjąca, jak i dusza zmarłej. Jej ofiarą padały zazwyczaj osoby których zwyczajnie nienawidziła. Uważa się, że złośliwe demony najczęściej dręczyły kobiety w ciąży, dziewczęta i młodych chłopców. Także zwierzęta. Czemu o zmorach wspominam dopiero teraz? Ano w podaniach bardzo często pojawia się motyw picia krwi ofiar.  "Ofiary zmory, w przeciwieństwie do innych krwiopijców - upiorów, nie umiera ani same nie zamieniają się w zmory. Tracą jedynie siły i energię, którą jednak z czasem odzyskują w naturalny sposób. Osoba dręczona głośno jęczy przez sen i oblewa się zimnym potem. Jeśli da radę sama się obudzić i zerwać z posłania, zmora natychmiast ucieka. Ratunek może przynieść osoba trzecia, zagarniając niewidzialne dusidło lewą ręką od głowy do stóp, prosto do trzymanej tam w prawej ręce butelki. Butelkę należy natychmiast zakorkować i jak najszybciej wrzucić do wody". Na Ukrainie jeszcze do niedawna twierdzono, że mieszkają one w lesie lub na pustkowiach, a do siedzib ludzkich przybywały wyłącznie w nocy. Na przełomie XVII i XVIII wieku nastąpiła fuzja mieszająca podania słowiańskie z germańskimi i zmory zaczęły mieć niebezpieczną możliwość przemiany w zwierzęta takie jak kot, mysz czy łasica. Już w XVIII wieku Szymon Syreński pisze: "dusze nocne zbytniej krwi tu sercu prości ludzie u nas duchowi przypisywali, którego zmorą zowią". Pośpiech w "Zwyczajach na Śląsku" pisał, że upodobały sobie z jakiegoś powodu wychodzenie przez komin. W sumie też jak wiedźmy. Na niektórych terenach istniało przekonanie, że zmora po śmierci staje się jeszcze bardziej niebezpieczna, właściwie tak jak upiór. Istnieje przekonanie, że zmorą, dokładnie jak strzygoniem zostaje osoba o wielu duszach. W niektórych okolicach znowu, że mogą nimi zostać siódma córka. Panowało przekonanie, że kobieta takowa była chuda, blada i apatyczna. "Ci, co wiedzieli w jasnej księżycowej nocy postępującą zmorę, dostrzegli, że światło księżyca przegądało jak przez czysty bursztyn przez jej białe ciało, tak że policzyć można było wszystkie żebra i kosteczki". Pod Babią Górą przedsawiano ją jako piękną pannę w kożuszku, jeżdżącą na kółku od kołowrotka lub pługa. W krakowskiem była to kobieta blada, z podpuchniętymi oczyma i grubymi, sinymi wargami. Zmory mogły zamieniać się w przeróżne zwierzęta, a nawet takie przedmioty jak nitka czy słomka. Ponoć najbardziej niebezpieczne miały być te pod postacią konia. Co dość ciekawe topielcy oraz diabły też bardzo często występowały pod tą postacią. Być może miało to jakiś związek z uświęceniem tego zwierzęcia w czasach pogańskich. W niektórych miejscach Białej Puszczy Kurpiowskiej można było jeszcze relatywnie do niedawna usłyszeć podanie, że zmorą miała zostawać kobieta zła i zawistna. W okolicach Różanego Stoku twierdzono, że bywała to dziewczyna, która spędziła płód lub zabiła własne dziecko. W Lipoku nad Biebrzą przed I wś dziewczyna miała udusić własne dziecko, na skutek tego czynu popaść w melancholię i umrzeć niedługo potem. Co noc jej duza miała się zmieniać w zmorę i dusić ludzi. Po roku i 6 miesiącach diabły dały jej w końcu wejść do piekła. Nad środkową Narwiąz kolei funkcjonowało przekonanie, że zmorą zostaje samobójczyni. W Popławach opowiadano o chytrej małżonce gajowego, która tak rozpaczała po stracie krowy, że się powiesiła. Pod postacią zmory dręczyła bydło sąsiadów. Z tej okolicy pochodzi podanie o porzuconej dziewczynie, która popełniła samobójstwo i dręczyła po śmierci kobiety cieszące się powodzeniem i szczęśliwe mężatki. Na południowej Lubelszczyźnie zmora uważana była za kudłatego stworka.
Gdy przyniosło się do chaty gałązkę wiśni lub śliwy w pierwszą niedzielę adwentu, a zakwitła na Boże Narodzenie, zwiastowało to urodzaj w przyszłym roku. Gałązka taka w bliżej nieznany mi sposób miała możliwość wskazywania zmory we wsi. Pozamykanie okien oraz drzwi oczywiście nie było sposobem, który mógłby ustrzec od działania zmory. Jak już udało się jej wejść przez jakąś szparkę, może dziurkę od klucza to ponoć musiała wyjść tą samą drogą. Zmory zazwyczaj dręczyły osoby kładąc im się na pierś podczas snu. Parała się także takimi egzotycznymi zabawami (jak na demona) jak wkładanie języka w usta, ale to jeszcze nic! Zaraz zobaczycie. Oczywistym jest, że demon pił krew. Wiemy już co nie działa i jak się zmory nie pozbędziemy. Co więc możemy zrobić? Najprostszym była oczywiście zmiana miejsca snu albo zmiana pozycji snu. Wtedy zmora miała wsadzać język w odbyt, a nie w usta. I przy okazji więcej nie wrócić. W okolicach Sieradza podobno jeden parobek dręczony przez demona zamiast położyć się we własnym łóżku, ułożył tam snop słomy. Następnego dnia znalazł weń wbity nóż. Sytuacje mogły też uratować sposoby takie jak ustawienie miotły w kącie pokoju lub przy łóżku, siekierki lub czegoś żelaznego pod poduszką, albo gdy zmora się pojawiła przerwanie nitki lub słomki przygotowanej przed snem. Podziałać też mogła obietnica podarowania zmorze rano chleba, masła lub innych wiktuałów. Jedno podanie mówi o tym, że po danej obietnicy rano w drzwiach pojawiła się milcząca kobieta, a po dopełnieniu obietnicy zaraz zniknęła i nigdy już nie nawiedziła dręczonego. Nie dotrzymanie słowa przynosiło oczywiście zemstę i pogorszeniem sprawy. Jeśli jakimś cudem udało się się złapać zmorę po nagłym przebudzeniu, należało ją przebić gwoździem lub szydłem do ściany. Ewentualnie deski. Jeśli była akurat pod postacią żaby miały to być widły. Jeśli macie akurat jakieś pod ręką. I nie boisz się znaleźć rano martwej kobiety w chacie. Wpływ kościoła katolickiego na demonologię spowodował, że zaczęto uważać wodę święconą lub wszelkiego rodzaju dewocjonalia za najlepszy prezerwatyw przeciwko demonom. Jako, że często przekładano wartość dobytku nad wszystko inne wierzono, że demony mogą dręczyć również zwierzęta, to jest konie, lub bydło znalezione rano w stajni, oborze, chlewie bądź kurniku. Czasem nawet ich niezmierzona chęć znęcania się doprowadzała do tego, że dręczyły również przedmioty nieożywione takie jak drzewa, kamienie lub nawet wodę. Znana jest opowieść, w którym córki - zmory dusiły każda inny żywioł. Być może to również echa wiary pogańskiej. Rano, gdy siostry żaliły się na swój los podsłuchał je ksiądz (w innej wersji podania żebrak). Polane wodą święconą przestały być zmorami. W innej wersji umarły... Pewnie zauważyliście, że zmorami najczęściej były kobiety. Osoba dręczona miała więc odmawiać wieczorny pacierz, nosić szkaplerz tudzież krzyżyk na szyi. Jednym z ... najciekawszych sposobów na pozbycie się zmory było wsadzenie palca w d*pę przed spaniem. Z dziwniejszych mogło być to też smarowanie piersi lub poduszki śpiącego g*wnem, zjedzenie go na kolację (kupy, nie śpącego) lub spożycie kolacji w wychodku. Zalecało się też trzymanie zwierzaka domowego przy łóżku, aby demon bał się podejść. Jedną dziewczynę spod szelkowa miała nawiedzać zmora. Pomogło dopiero dokładne obrysowanie łóżka święconą kredą przez kościelnego. Dobrym sposobem miało być też nakreślenie symbolu krzyża na drzwiach tudzież nad łóżkiem. W XIX wieku niebywałą sławą w zwalczaniu zmór miał mieć pewine owczarz z Czarnostowa, koło Makowa Mazowieckiego. Ponoć był w tym tak dobry, że wysyłano po niego nawet z odległych terenów. Zawsze na robotę przychodził z worem, którego strzegł jak oka w głowie. Warunkiem też było, że miał zostać na noc samiutki w nawiedzonej chacie. Z takiego domu słychać było wrzaski, odgłosy walki i dziwne hałasy. Rano wychodzić miał poobijany, posiniaczony, z rozdartą koszulą, ale zawsze zwycięski. W małym woreczku niósł coś, co potem topił w rzece lub stawie. Cechował się on dużą chciwością i zawsze brał zapłatę z góry. Raz jednak dał się ponoć przekupić jednemu demonowi za niebotyczny okup i przez ten układ stracił swój dar. Plotki mówią, że rozpił się i zmarł jako żebrak. Pewnym rozgłosem w tym zakresie cieszyła się pewna znachorka z Młynarzy koło Różana ( jak widać, w mojej rodzinnej okolicy jest zatrzęsienie zmór). Nie była jednak tak chciwa i zgadzała się na praktyki magiczne już za parę groszy. Pracowała w dzień, przychodziła i mamrotała pod nosem zaklęcia. Ponoć nie miała jednak stuprocentowej skuteczności jak owczarz spod Makowa. Na wschodnim Mazowszu zaś powodzeniem w tym zakresie cieszył się pewien organista z Obrytego w Białej Puszczy Kurpiowskiej. Ponoć był świetnym aktorem, generował podczas egzorcyzmów atmosferę grozy. Pracować miał późnym wieczorem, gdy było już ciemno. Do chałupy ściągał jak największą ilość ludzi, inicjował pobożne śpiewy i modlitwy. Potem zaczynał się spektakl zażartej walki z oczywiście niewidzialnym bytem, który kropił wodą święconą wypowiadając słowa po łacinie. Na chłopach robił wrażenie wielce zaangażowanego. Kończył zaś pobożną pieśnią dziękczynną. 



Bibliografia pomocnicza:
Baranowski B.. 1981. W kręgu upiorów i wilkołaków, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź

Gieysztor A., 1982. Mitologia Słowian, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa
Gloger, 1903. Encyklopedia staropolska t.4, Wydawnictwo KWE
Pełka L.J., 1987.Polska demonologia ludowa, Iskry, Warszawa
Podgórscy, 2018. Wielka księga demonów polskich, Wydawnictwo KOS, Katowice
Strzelczyk J., 1998. Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian, REBIS, Poznań


Komentarze