Słowiański bestiariusz cz. 8

Bestiariusz słowiański, część 8



Witajcie! W dzisiejszym wpisie traktującym o demonologii słowiańskiej będziemy domykać pewien etap naszych rozważań. Jak mogliście przeczytać w pierwszej części serii, którą możecie znaleźć pod linkiem:
https://pijanamorana.blogspot.com/2019/05/sowianski-bestiariusz-cz1.html ,

Gieysztor wyróżnił 4 podkategorie demonów. Leśne, wodne, domowe i powietrzne. Pierwsze 3 udało się już nam omówić, więc została nam już ostatnia, którą sobie podzielimy, bo materiału jest zaskakująco dużo. Zanim jednak zaczniecie smutać, uprzedzam że to na pewno nie koniec bestiariusza na blogu. Możecie więc spać spokojnie. Jak już zdążyliście się domyśleć, przedmiotem naszego wpisu na dziś będą 

demony powietrzne

które są niezwykle ważne. Może nie jak domowe - z perspektywy ludzkiej, ale "Boskiej" i kosmologicznej. Znajdziemy bowiem tu wiele stworzeń namaszczonych bezpośrednio przez Stwórców i mających bezsprzeczny udział w mitologii słowiańskiej. Najpierw zaczniemy sobie od stworzeń, które raczej były nacechowane negatywnie.

Zaczniemy od chyba jednego z najważniejszych, czyli Żmija, którego często stawia się jako przeciwieństwo Raroga, ognistego ptaka o którym opowiem Wam w części kolejnej. Ale wracając. Żmij jest moim zdaniem bestią słowiańską chyba najbardziej nacechowaną mitologicznie. Był to trzygłowy gad fruwający, utożsamiany często z samym Welesem i miało to być Jego wyobrażenie zoomorficzne najbardziej budzące grozę  (na wizerunku Światowita ze Zbrucza Bóstwo chtoniczne ukazane jest z trzema głowami więc często utożsamiano Welesa z Trzygławem, co brzmi całkiem sensownie). Słowianie uważali, że pełnił funkcje strażnika Wyraju, aczkolwiek inne podania mówią o tym, że niekoniecznie z własnego wyboru. Tradycja podaje, że był on przykuty do korzeni drzewa kosmicznego (jesionu / dębu). Jego łańcuch miano przekuwać raz do roku, gdyż smok próbował się wyswobodzić w okresie wiosennym. Gdyby mu się to udało miał nastąpić koniec świata. Oczywiście. Nazywano go również 'smokiem wiążącym wody', czyli powodującym suszę. " W dzień św. Jana palono, kontynuując dawne obyczaje tarninę, aby jak wierzono, wypędzić do ognia żmija." Stawiano go zarówno jako przeciwieństwo smoka, ale także jako jego podgatunek, więc geneza pozostaje niejasna.
Badacz, Leonard Pełka uważał go głównie za demona o pochodzeniu bułgarskim, gdzie miał on mieszkać w burzowych chmurach, skąd miał napastować młode kobiety. Podobne cechy miał też na Białorusi, Wielkorusi, Łużycach Górnych i w Czechach.
Na temat bestii zachowała się niezliczona ilość podań i legend. W Tatrach ciało martwego smoka Wołoszyna (być może nawiązanie bezpośrednie do Wołogoszczy!) według podania utworzyło górę o tej samej nazwie. Drugą stroną podań jest oczywiście bohater, który walczy z domniemanym antagonistą. Niektórzy odbierają to jako echa motywu mitologicznej walki Peruna z Welesem. Aczkolwiek oczywiście to, o czym pisaliśmy to mitologiczne hipotezy. Możecie im przytaknąć lub nie. Mimo wszystko Żmij postrzegany był jako demon lub Bóstwo. Wbrew swojej niszczycielskiej naturze mógł przynosić dobrobyt, jednak jak to już na Słowiańszczyźnie bywa - oczywiście kosztem innych. Być może polskie postrzeganie "somsiada złodzieja" nie jest  przeżytkiem postkomunistycznym. Był też ważnym elementem herbażu - nie tylko rycerskiego, ale też takich miejscowości jak Żmigród, Nowy Żmigród i Orneta. Żmij, podobnie jak Weles mieli naturę dwoistą. Z jednej strony był uważany za swego rodzaju antagonistę, o przewrotnych cechach takich jak władanie magią, sianie postrachu i śmierci, ale te odznaczał się sprawiedliwością, rozwagą oraz opiekuńczością i emocjonalnością. W Rzeszowie był opiekunem domostwa oraz gospodarstwa, z kolei w podaniach z Dolnego Śląska i Łużyc wyrządzał ludziom psikusy i kradł fanty z obejścia. "Bajeczne takie stworzenie zwane 'żmij' lub 'plion', zakradało się do domu najczęściej przez komin. Były tych 'żmijów' różne rodzaje, rozmaicie nazywane i trudniące się według wierzeń dawnych ludzi kradzieżą i czarowaniem różnych produktów." Słowianie wschodni uważali, że jego domeną jest woda, a więc próby kontaktu z zaświatami przebiegały przez nią lub przy  jej udziale. W ich mniemaniu Żmij opiekował się również siewem. Składano mu w ofierze dziewice, tak samo jak smokom w kontekście tradycyjnym. Z 'przyjaznych' cech był sprzymierzeńcem ludzi w walce ze smokami, które im szkodziły. Na Łużycach wzbogacał wręcz swych dobrodziejów i ulubieńców. Słowianie południowi z kolei wierzyli, że mógł on spółkować z ludzkimi kobietami. Owocem takich miłostek byli bohaterowie o nadludzkiej sile. W tym miejscu chciałabym wspomnieć o Żmiju z Rossoszycy. Jest on królem wężów i w okolicach Sieradza niósł on zgubę przestępcom, był rzecznikiem sprawiedliwości oraz mądrości. Miano śpiewać mu w tych słowach: 

"Niedola nie mija,
Pytaj króla Żmija
Poradzi, wysłucha 
i przyjdzie otucha"

Co miały Żmije wspólnego ze żmijami? W sumie to nic. Warto jednak dodać, że w południowej Polsce uznawano, że żmije pochłaniają energię słoneczną i mogą ją w konsekwencji wyczerpać. W wielu miejscach na Słowiańszczyźnie trzymano również węże jako domowe pieszczoszki, karmiono mlekiem i uważano, że to duchy opiekuńcze zmarłych.

Jak myślicie, że rozpisałam się o Żmiju, to znaczy że to nic jeszcze nie widzieliście, gdyż następne są

latawce / latawice, które budziły wiele emocji oraz kontrowersji. Dlatego zachowało się o tych stworzeniach wyjątkowo dużo podań, choć nie zgodnych co do tego, jak wyglądały. Powstawały one oczywiście... zdusz poronionych dzieci, lub zmarłych przed nadaniem imienia ochronnego. Często były utożsamiane z siłami powietrza i mogły porwać ludzi w wir powietrzny. Mimo swojej domeny mogły zostać zabite strzałem z pioruna. "Do złych mocy zabijanych przez piorun należą m. in. demony powstałe z dusz poronionych płodów, niemowląt zabitych niechcąco lub umyślnie przez matkę, dzieci zmarłych bez chrztu. Demony takie w południowej Polsce nazywano zwykle latawcami. Ukazywały się w postaci ptaków. Podczas burzy zjawiają się czarne lub bure ptaki, latające z piskiem czy kwileniem, a za nimi gonią piorunowe strzały. Biją gromy także w miejsce, gdzie leży ciało poronionego płodu lub zamordowanego dziecka. Dusza uśmierconego w ten sposob nie ma zstępować do piekieł czy do czyśćca, lecz idzie wprost do nieba, podobnie jak dusza wojownika zabitego podczas bitwy i kobiety zmarłej w połogu". Jak możecie wywnioskować z podanego źródła historycznego, wpływy skandynawskie na ogólnie pojętą duchowość Słowian nie były obce. Początkowo latawce były nieszczególnie szkodliwe. Mogły wręcz pomagać ludziom (szczególnie młynarzom) przy pracy. Pikując nad domostwami ludzkimi przeraźliwie krzyczały. 
Na Zagłębiu Dąbrowskim demon miał nacechowanie negatywne związane wprost z siłami atmosferycznymi: "Piorun nie wiedziałby, jak się kierować, jakby nie gad latawcem zwany, który wyprzedzając go, wskazuje zarazem i drogę i miejsce, gdzie piorun gwałtownie uderza. A ponieważ latawiec jest siłą nieczystą, więc często naprowadza pioruny na figury, kaplice, świątynie i inne miejsca poświęcone, z czego się potem wściekle śmieje." Im dalej w czas tym częściej były utożsamiane z rozwiązłością seksualną. Uwodziły młodzieńców i dziewice, aby potem skłonić ich do śmierci z tęsknoty. Jak już wspomniałam średnio wiadomo jak miały one wyglądać. Często ukazywały się jako duże, czarne ptaki, które uwodziły wzrokiem. Zachowały się podania ludowe o tym stworzeniu: "Od pierwszej chwili poznania go, jakby nie należała do ziemi, zrywała wszelkie stosunki rodzinne. Nic ją w domu nie zajmowało, uciekała od zabawy, tańca i muzyki, a biegała w to miejsce, gdzie pierwszy raz latawca ujrzała. Stąd, wlepiwszy tęskne oczy w niebo, wzywała go spojrzeniem głosem i pragnieniem serca (...)". Kolejne mówi o bardzo podobnych symptomach wynikających ze spotkania latawca. "Żadna kobieta nie była w stanie oprzeć się potędze jego spojrzenia. A dotknięcie ręki Latawca zamieniało ją prawie w kamień. Wlepiała w niego oczy z niepisaną rozkoszą, serce jej uderzało nie znanym jej nigdy uczuciem, pragnęła jego pieszczoty, a mdlała w uściskach latawca." I kolejne: "Latawce (...) rodzą się z gwiazd, w podaniach bowiem gminu gwiazdy spadające są to dusze zrodzonych dzieci z uwiedzionych dziewcząt, Widząc lecącą gwiazdę, a chcąc uratować duszę, trzeba rzucić w górę patek płócienny". Jak widzicie "spadające gwiazdy" nie zawsze kojarzyły się z  przesądami związanymi ze szczęściem. W 1570 roku źródło historyczne wspomina o tym, że był on diabłem wygnanym z piekła, aby sprowadzać kobiety na złą drogę. "Latawiec też jest z narodu czartowskiego; na ziemi a na powietrzu się chowa (...) często na się bierze ciało obłudne, w cieniach się chowa jako nietoperz albo kat. Używają też jego posług baby i wszystki czarownice i rozmowy z nim miewają w cieniu, tak że jeden drugiego nie widzi, jeno pomaca. Prekażają ludzkim małżeństwom, ale nie tym obyczajem, jako ludzie miewają, przez małżeński uczynek. Nie chciej temu wiary dać, boć on nie ma takiego przyrodzenia, jako człowiek ma, ani ciała własnego, jego obłudne, wielo się na nim omyla (...) Bywa też i samica i samiec z tego narodu czartowskiego." Potem stwory były już kojarzone praktycznie wyłącznie w ten sposób: "są latawce, naprawacze białych głów, którzy sprawy grube miewają z niewiastami, o których sprawach wiele twierdziło, tak że temu miejsca nie dawać jest głupswo. Wszakże co o nich plotą ludzie, żeby latawcy mieli wywodzić się z dziatek z grobu, które w żywocie, z matkom umierają i pochowane bywają, toć babski wymysł a obmówka szatańska". Miały też silne związki magiczne: "Chowają - ć też niektóre czarownice (...) te latawce, a żywią z nimi w tej sprośności, ale dla pożytków swoich doczesnych, które mają od nich; którzy indziej kradnąc pieniądze i zboże, do nich przynoszą, na ich potępione duszcze" Na terenach Gór Świętokrzyskich i Mazowsza (wiem, daleko) opisywano stworzenie innymi słowy: "Latawiec, gdy wypatrzył sobie najpiękniejszą niewiastę czy dziewoję wiejską, zrywał ogniwo złote, którym był przykuty do nieba, i rzucał się z obłoków. W tym przelocie świecił jak świetlna gwiazda, ale im bliżej ziemi, tracił blask swój niebiański, odpadały mu skrzydła, a postać przybierał najdorodniejszego młodzieńca. (...) Kobieta, którą ukochał Latawiec, krótko żyje na bożym świecie, gwałtowne uczucie miłości prędko traci w niej siły żywotne; tęsknota codzienna zwolna dobija, usycha jak wiór i umiera w samotności, bo w tej chwili opuszcza ją Latawiec. (...) Bywały przypadki, że Latawiec, który tylko w nocy nawiedził swoją bohdankę, zbyt długo z nią bawił i doczekał się na ziemi wschodu słońca, tracił i warkocz złocisty i białe świecące skrzydła, a po siedmiu dniach i trzech godzinach umierał jako prosty człowiek. Dusza jego wracała wprawdzie do nieba, ale już więcej Latawcem być nie mógł i nigdy ziemi nie dotknął. Płakał wtedy, dopóki żyła jego ukochana, a łzy spadały by rosa kroplista, pełne zapachu cudnego, po którym kochanka Latawca, co świeciły jak gwiazdy niebieskie"  Kaszubi z kolei uważali go za złego ducha, który służył ludziom w zamian za otrzymanie ich duszy po śmierci. Jak możecie zauważyć są to już wyraźne naleciałości pochrześcijańskie. Stworzenia wrzucały zdobyte dary przez komin. 
Latawice przybierały postać nadobnej panny, coby uwodzić. Opisywano je jako panny z długimi, złotymi włosami zaplecionymi w kłosy, świecącymi skrzydłami oraz maleńkimi, gwieździstymi oczami, którymi zniewalały. Przebywały głównie na rozstajach dróg bądź w pobliżu kapliczek.  Jak wyżej pisałam człowiek uwiedziony unikał kontaktu z ludźmi. Kiedy latawica się zapomniała w miłosnych uniesieniach i zastał ją świt, traci warkocz i umiera po 7 dniach jak Latawiec. "Czart nieraz się czyni insubum albo succubum alias (jak to mówią na Rusi) latawcem albo latawicą, do takiej przywodząc ludzi lubieżnych, niepowściągliwych amorantów niecnoty, że albo białogłowę uformuje z powietrza dla nich urodziwą, miłosną, a czasem ścierw skąd porwawszy przy nich kładą pokrywszy pięknej amazji postacią (...)" Co ciekawe latawica mogła być synonimem czarownicy. Do środków zaradczych zaliczano posiadanie przy sobie główki czosnku, picie naparu z wonieja, stulika, lastowicznika oraz... okadzanie dymem z krowiego łajna. Swoją drogą zwyczaj nacierania się g*wnem był dość popularną metodą przeciwdziałania demonicznym mocom związanym z siłami erotycznymi. Nie dziwne, że skuteczną. 

Dziś jak widzicie wspomniałam tylko o dwóch bestiach słowiańskich. Opisy jakie dla Was przygotowałam są jednak wyjątkowo rozległe i mam nadzieję, żo to Wam materiał wynagradza. Możecie więc spodziewać się jeszcze co najmniej jednej części bestiariusza z typologią gieysztorowską. Dajcie znać jak wpis Wam się podobał. Zapraszam do dyskusji, na moje media społecznościowe i do sklepu z gadźetami. 





Bibliografia pomocnicza:


Dębek B.A., 2018. Słowiańskie dzieje, Bellona, Warszawa
Dobrowolski J., 2006. Rozprawa z Rarogiem, [dostęp z: 21.10.19]
Gieysztor A., 1982. Mitologia Słowian, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa
 
Kromer M., 1853. Polska, czyli o położeniu, obyczajach, urzędach Reczpospolitej Królestwa Polskiego Władysława Syrokomii ,Józef Zawadzki, Wilno
Moszyński K., 1934. Atlas kultury ludowej, Polska Akademia Umiejętności, Kraków
Pełka L.J., 1987.Polska demonologia ludowa, Iskry, Warszawa
Strzelczyk J., 1998. Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian, REBIS, Poznań
Suchocki J., 1991. Mitologia bałtyjska, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa
Szyjewski A., 2003. Religia Słowian, Wydawnictwo WAM, Kraków






Komentarze