Słowianie w popkulturze cz.2

Słowianie w popkulturze część 2


Znowu będziemy mieli okazję pochylić się nad tematem Słowian w popkulturze. Ostatnio przebrnęliśmy przez chyba najcięższą, ale z drugiej strony najbardziej oczywistą część czyli literaturę. Nowych gości na moim blogu jak zwykle witam cieplutko. Wspomnianą część możecie znaleźć pod poniższym linkiem:


 

 https://pijanamorana.blogspot.com/2019/05/sowianie-w-popkulturze-cz1.html

Jak pisałam w części poprzedniej, może się zdarzyć, że któraś z ciekawszych pozycji może mi umknąć. Z propozycji przypomnianych mi przez czytelników chciałabym do literatury "dorzucić" kilka z nich. "Dzikowy skarb" Buncha z roku 1945 to powieść rozpoczynająca "cykl piastowski". Ciekawi i "pełni" bohaterowie, fabuła nieprzewidywalna i pełna zwrotów akcji. W roku 2016 wyszła pozycja "Wierni Bogom. Zaginione dziedzictwo" Marchwickiego. Akcja toczy się w wieku X. Jest to historia alternatywna. Polska nie przyjmuje chrztu, a pogańscy Bogowie nadal opierają się jednemu. Ciekawe założenie, warte uwagi. "Słowianie i wikingowie przy stole", jest książką 4 lata młodszą niż "Kuchnia słowian". Jest napisana przez muzealnika i archeologa M. Krasną - Korycińską i poświęcona konserwacji żywności oraz próby rekonstrukcji przepisów naszych przodków i jak najbardziej jest godna wspominki.

Części następne z oczywistych powodów będą odrobinę "lżej" odnosić się do samej tematyki Słowian oraz ich życia, acz wiadomo że różne formy sztuki są mniej lub bardziej oczywiste.

Przejdźmy do części dzisiejszej, zapraszam!

 

Film

 

 

Tu zaczniemy bez większych zaskoczeń, przynajmniej w tytułach. Na pierwszym miejscu postawimy sobie dokładnie taki sam jak przy literaturze. "Stara baśń" zekranizowana przez J. Hoffmana, który deklaruje że gdyby nie został reżyserem byłby historykiem. Czy może nie na wyrost? O ile reżyser "odrobił pracę domową" przy takich produkcjach jak chociażby "Ogniem i mieczem", może tylko zabrakło statystów, tak tu jest odwrotnie. Stroje z epoki kuleją (są inspirowane głównie komiksem "Doman"), a takie sprawy jak wiara czy życie codzienne albo nie zostały w ogóle pokazane, albo są bardzo spłycone. Produkcja została "wpuszczona" do kin w 2003 roku. Może to złe porównanie, ale w tym samym czasie hulały w kinach jeszcze "Dwie wieże" Jacksona. Krytycy byli równie bezlitośni i stawiali obok "Braveheart" czy "Gladiatora". Hoffman próbował "wybronić się" zrzucając mierny poziom na Teatr Polski, ale nie sądzę żeby to był główny problem. No litość Bogów, przecież pierwsza trylogia Star Wars została zamknięta w 1983, a prezentuje lata świetlne lepsze efekty niż polskie produkcje. Rodzime kino ma pieniądze, ale nie umie nimi odpowiednio zarządzać. Wracając do produkcji. Fabuła osadzona jest oczywiście w IX wieku i możemy uznać, że jest to rozwinięcie legendy o Popielu - który sprawuje władzę - oraz Kołodzieju. Czasem można odnieść wrażenie, że film nie ma scenariusza. Jest chaotyczny, ma mnóstwo dziwnych wątków, a bohaterowie są zwyczajnie nudni. Film próbują ratować Małgorzata Foremniak w roli żony Popiela oraz Daniel Olbryski w roli Piastuna. Moją osobistą gwiazdeczką zawsze była Mila (tutaj w roli Katarzyna Bujakiewicz), która jest bohaterką z krwi i kości, szczególnie w porównaniu do apatycznej Mariny Aleksandrovej grającej Dziwną. W każdym razie ciężko, żeby trójka aktorów uratowała superprodukcję, w którą wpompowano 11 milionów. Czemu nie wspomniałam o głównym bohaterze? Bo w sumie nie ma zupełnie o czym. Gdyby nie wątek miłosny, to mogłoby go zupełnie nie być. W przeciwieństwie do charyzmatycznego pierwowzoru - Domana znika zupełnie. I mimo tego, że twarz Żebrowskiego zajmuje 80% oryginalnego plakatu, to nie wiem czy przez przypadek czy nie, ale nie jest wymieniony w obsadzie chociażby na takim dużym portalu jak filmweb. Efekty specjalne przyprawiają o chęć walenia głową w ścianę, acz nie do tego stopnia co w Wiedźminie, o którym za chwilę. Obraz jest jednak kultowy, mimo tego że jedyne co naprawdę siadło w tym filmie, to wspaniałe pejzaże oraz rzewna piosenka Beaty Kozidrak (która wtedy miała tylko 100 lat), której nie można się pozbyć z głowy. Już przy okazji wspomnę o filmie niskobudżetowym "Twoja stara. Baśń" z 2011. Twórcy promują się górnolotnym sloganem "dla wielbicieli Monty’ego Pythona", acz bardziej przypomina takie polskie filmowe klasyki kina akcji jak "Wściekłe pięści węża" czy "Sarnie żniwo". Zamiast mówić o czym jest film, pozwolę sobie przytoczyć  prolog. "Ta historia wydarzyła się naprawdę. Przez wiele wieków bohaterskie czyny skromnego rybaka z Przerośli usuwano z kart historii. Niektórzy historycy powiedzą, że to wszystko hu-jumu-ju dzikie węże...ale historię piszą ci, którzy mordowali bohaterów".

"Wiedźmin" jest filmem, który właściwie powstał jako zapowiedź serialu telewizyjnego. Wyreżyserowana przez Brodzkiego produkcja powstała w roku 2001, a więc dwa lata wcześniej niż “Stara baśń”. Jeśli efekty w baśni przyprawiają Cię o walenie głową w ścianę, tak przy "Wiedźminie" na pewno ją przebijesz. Potwory to głównie jakieś kukły z gumy czy podobnego tworzywa, a sceny z nimi przywodzą na myśl film reżysera okrzykniętego najgorszym wszechczasów - Eda Wooda i jego "Narzeczoną potwora", gdzie aktor "walczył" z kradzioną, gumową ośmiornicą tarzając się w jej mackach, samemu się nimi bijąc. A wspomniany obraz jest z 1955 roku! Z kolei te zdigitalizowane stwory wyglądają jak ścierwojady z gry Gothic (i nie jest to pochwała). Pomyślcie, że wpompowali to ponad 30 milionów! Film jest też nielogiczny, źle zmontowany, a czarę goryczy i kielich łez przechyla “kultowy” smok oraz obsadzenie Zamachowskiego w roli Jaskra. Aktor pasuje do niej jak krowa do roli księżniczki. Nie mówiąc już o jego balladach, przez które masz ochotę przebić sobie bębenki w uszach. Można dorzucić jeszcze "Stępienia" (Stępnia?), który pojawia się w jednej z kluczowych dla fabuły scen. Powinna ona nieść najważniejszy przekaz filmu, a robi z niego wątek komediowy, oraz Cirillę, która recytuje swoje kwestie tak sztucznie jak dziecko wierszyk w przedszkolu. I nie mówicie mi, że “to jeszcze dziecko”, bo właśnie dzieci bywają świetnymi i wzruszającymi aktorami. Widz, który nie czytał książek właściwie nie ma prawa wiedzieć kim jest większość postaci, która nagle i bez wprowadzenia po prostu się pojawia w losowych momentach. Na pewną pochwałę, mimo swojej wklęsłej klaty Michał Żebrowski, który choć kulejąc daje radę dźwigać tę produkcję na swoich samotnych barkach. I na pewno jego twarz wryła się stałe w umysły fanów Geralta. Serial jest trochę mniejszym gniotem, więc jest odrobinę bardziej godzien uwagi. Być może ostatnie słowo w tym temacie nie zostało powiedziane. Czekamy na odpowiedź Bagińskiego oraz NETFLIXA. I na to jak w roli Wiedźmina sprawdzi się Superman.

 

 

 

W tym momencie zrobimy sobie nie taki mały przerywnik na wampiry, jak w części poprzedniej. Niektórzy na pewno przewrócą oczami, ale nie mogę pominąć tego punktu, gdyż ma tyle wybitnych produkcji, że nie potrafię sobie tego odmówić, szczególnie jako fan horrorów i kina grozy. Temat przewałkujemy do obrzydzenia, więc jeśli nie macie ochoty na Transylwanię, to przejdźcie do kolejnego akapitu. Drakul że tak to ujmę powstało kilka. Oczywiście na piedestale stoją obrazy klasyczne. Pierwszy z nich to wyśmienity "Książę Dracula" Browninga z 1931 roku. W tytułowej roli obsadzono amanta Belę Lugosiego który po prostu JEST Drakulą - przystojniakiem o głosie, który przyprawia o ciarki. Urocza Mina czaruje na ekranie niemal jak jej partner. Wyjątkowo wartka akcja, nie zostawia chwili oddechu dla widza. Obraz bardzo dynamiczny, szczególnie patrząc na datę jego powstania. Oczywiście jak w książkowym wzorcu pojawia się postać doktora van Helsinga, towarzysząca bohaterom. Słowem - film doskonały. "Dracula" z 1958 roku to kolejny świetny obraz. Akcja rozgrywa się na tle pięknych, zamkowych wnętrz, choć akcja jest odrobinę bardziej powolna niż filmowy pierwowzór i ma nastrój mocno kontemplacyjny. Oczywiście jest też dowodem na to, że  wybitny sir Christopher Lee był kiedyś młody. Rok 1976 wniósł do kin film jednego z moich ulubionych reżyserów - Polańskiego. "Nieustraszeni pogromcy wampirów". Jest przepiękny, większość ujęć wygląda niemal jak obrazy. Prawdziwa uczta dla oka. Jest też przepełniony humorem. Po prostu świetny, a sam Polański który tak jak Tarantino lubi przemknąć przez swoje filmy tutaj obsadził się w jednej z głównych ról. Z 1973 z kolei jest "Dracula" Brama Stockera. To powolny, romantyczny oraz czarujący odbiorcę obraz przepełniony wspaniałą muzyką. W roku 1979 powstał "Nosferatu wampir". Film Herzoga który jest remak'em niemego pierwowzoru z 22. Reżyser odkrył  obrzydliwie ludzkiego Draculę odrzucającego swoją potworną naturę, a jednocześnie rezygnuje z amanta obsadzonego w głównej roli i ukazuje nam obrzydliwą w swej aparycji kreaturę, kontrastującą z przepiękną towarzyszką - tragiczną w swym charakterze Lucy, osobę podobną Szekspirowskiej Ofelii. Obraz jest po prostu śliczny, kostiumowy, ale także organiczny odznaczający się powolną, kontemplacyjną akcją. Oczywiście motyw doktora van Helsinga towarzyszy nam przez cały czas, tym razem w roli raczej biernego obserwatora. Co ciekawe, film chyba po raz pierwszy użył morowej śmierci jako maskaradę dla morderczego hrabii. Motyw ten pojawi się w jednej z moich ulubionych gier komputerowych. W 1994 powstała ekranizacja "Wywiadu z wampirem" na podstawie książki również wspomnianej przeze mnie w części pierwszej. Natychmiast stał się on obrazem kultowym. Sukcesu nie powtórzyła "Królowa potępionych" z 2002 roku. Mi osobiście podobał się bardziej, niż część pierwsza prawdopodobnie ze względu na hipnotyczną ścieżkę dźwiękową. Lestatowi udziela głosu Jonathan Davis z zespołu Korn. "Dracula wampiry bez zębów" (nie rozumiem czasem polskich tłumaczy, oryginał to "Dead and Loving it") z 1995 roku to parodia obrazu z roku 31 z wybitnym Nielsenem. Kolejny film od następnego ulubionego reżysera - tym razem Roberta Rodrigueza (ten gość od "Maczety"). Obraz "Od zmierzchu do świtu" jest z roku 1996. Taniec pięknej Pandemonium stał się kultowy bardziej niż film, a lata później motyw ten zostanie użyty przez grupę Rammstein w kawałku "Engel". Scenariusz napisał Tarantino, który tak jak Polański w swoich "Pogromcach" obsadził się w jednej z głównych ról. Najwidoczniej każdy chce zagrać w filmie o wampirach. Ten dodatkowo dorobił się kontynuacji w postaci dwóch następnych części. Jedyny "zgrzyt" może pojawić się przy pytaniu, czy film i wampiry nadal mają cokolwiek wspólnego z wierzeniami Słowian, gdyż akcja dzieje się Meksyku. W 2004 do kin wszedł "Van Helsing" Sommersa. Jest on odrobinę parodyczny, ale jak byłam podrostkiem robił wrażenie. Do tej pory mam słabość do Hugh Jackmana, niezapomnianego Wolverina.  Efekty specjalne bardzo się zestarzały. W sumie chyba nawet w roku premiery nie zachwycały. W każdym razie tytułowy bohater nie jest już obserwatorem dramatu, acz łowcą potworów. Obraz też łączy większość klasycznych monstrów w jednym, więc zobaczymy tu też chociażby wilkołaka. Rok 2006 otworzył nam serię "Hellsing Ultimate", zakończoną w roku 2012. Co prawda jest to anime i stwierdzam to z bólem serduszka, ale jest po prostu genialne. Obok wampirów zobaczymy też wilkołaki, a imię głównego bohatera, Alucarda to anagram do słowa "Dracula". Jako, że w faule przewijają się nam również naziści to wrzucono wątek powstania warszawskiego. Proszę nie mylić z serialem o tym samym tytule z roku 2001, którego poziom jest niżej niż mierny. "Tylko kochankowie przeżyją" wszedł do kin w roku 2013. Piękny, powolny obraz ze świetną muzyką i doskonałymi zdjęciami. Jest pełen nawiązań do historii nauki i sztuki. W rolach głównych wspaniały duet. Tilda Swinton i Tom Hiddleston.

 

 

 Znowu cofniemy się odrobinę wstecz, bo na koniec zostawiłam sobie prawdziwą wisienkę. "Dracula" Coppoli , twórcy "Ojca chrzestnego" z Garym Oldmanem obsadzonym w roli głównej, to dzieło wyjątkowe. Nie bez powodu zgarnęło trzy Oscary. W roli można powiedzieć narratora oraz oczywiście doktora van Helsinga obsadzony został Anthony Hopkins. Obraz przepiękny, kostiumowy, najbardziej erotyczny z powyżej wymienionych, choć nie pozbawiony kiczu. Ścieżka dźwiękowa która jest być może jedną z najlepszych w historii kinematografii. Obraz jest pewnego rodzaju hołdem dla klasyków kina. Stosuje triki godne "Odysei kosmicznej" Kubricka. Jest całkowicie pozbawiony obróbki komputerowej. Świetny montaż, który też zresztą został nagrodzony Oscarem. Chciałabym też wspomnieć o tym, co sprawia, że obraz ten jest tak plastyczny. Jest inspirowany malarstwem różnych okresów. Zamek hrabiego jest odwzorowaniem dzieła Franciszka Kupki "Czarny idol". Malowidło w hallu przedstawiające młodego Vlada to autoportret Dürera. Scena z kobietą pająkiem - jedna z rycin Dore'a do "Boskiej komedii".  Szata finałowa wampira oraz nakrycia głowy jego oblubienic to z kolei Klimt. Sam film psuje trochę obdarzony charyzmą borsuka Kenau Reevs. Jest to jeden z "betonowych" aktorów, który w swoją rolę nijak nie wszedł. Lepiej spisała się czerwona galaretka w roli krwi. Dracula Coppoli jest romantyczny, ludzki, znający swoje słabości oraz niszczy charakterem swojego rywala.

 

Wspomnę w tym miejscu o trzech PRLowskich serialach. "Gniewko, syn rybaka" wyprodukowany w 1969. Ma on pięć odcinków, a jego akcja dzieje się za Łokietka. Obraz ten był podwalinami pod kolejny (można powiedzieć remake) "Znak orła" z 77. Docelowo były one kierowane do młodzieży. Ostatni z nich to dziewięcio odcinkowy "Przyłbice i kaptury" z roku 1985. W obrazach poprzednich widzieliśmy bitwę pod Płowcami, tak tutaj mamy czas bezpośredni przez bitwą pod Grunwaldem. Każdy z tych seriali między peryferiami głównych bohaterów ukazuje zmagania z zakonem krzyżackim. Nie bez powodu, patrząc na czas ich powstania. Wszystkie też gloryfikują gmin i "sielskie życie wiejskie". Warto też napomknąć o twórczości J.J. Kolskiego. Jego pierwszym dziełem jest film dokumentalny "Słowiański świt". Można go znaleźć również na platformie YT, gdzie możemy przeczytać że jest to żydomasonersko - komunistyczna propaganda. Być może te zarzuty są utrzymywane dla tego, że film skupia się a wpływach innych kultur na rodzimą, acz są odrobinę bezpodstawne. Nie ma tam jakiś gargantuicznych głupot (choć kilka pomniejszych faktycznie się znajdzie), wypowiadają się znani w środowisku, wspaniali naukowcy, a stan wiedzy prezentowanej w obrazie jest odpowiedni do roku jego publikacji - 1986. Obraz jest ładny i estetyczny oraz zaopatrzony w przyjemne dla oka animacje. Do tego ścieżka dźwiękowa koi umysł. Reszta obrazów, które chciałabym przy jego nazwisku wymienić to "Pograbek" (1992) - bardzo organiczny i ciekawy obraz, "Jańcio wodnik"  z 1993, który ma formę ballady. Główny bohater odkrywa swoje zdolności magiczne o cechach uzdrowicielskich i wyrusza w podróż zostawiając swoją ciężarną żonę. Ostatni to "Grający z talerza" (1995). Wszystkie z nich to produkcje bardzo artystyczne i cechujące się nieoczywistym przekazem z powodu licznych metafor i symboliki.

 

W roku 1994 powstał film "Wilk" z Nicholsonem. Jak możecie się domyślić po samym tytule traktuje o człowieku, który po ugryzieniu zwierzęcia pada ofiarą likantropii. Doskonały scenariusz, świetny "klimat" klasycznego horroru.
Ujmujący jest także dokument z 2004 roku kręcony głównie w Jaworniku. "Śladami bieszczadzkich wampirów". Jest to obraz, który jest naprawdę wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Połączenie archeologii, folkloru i wywiadu. Po prostu trzeba zobaczyć.
"Odludzie" z 2014 roku miał być filmem grozy Danielewicza i Bernatka ze słowiańskimi potworami w tle. Ponoć został skończony, ale nikt chyba nie widział tego mitycznego dzieła. Ciężko powiedzieć co z nim się stało. Musimy się więc zadowolić plakatem. To bardzo dobry plakat. Jeśli ktoś ma jakieś informacje o tej ekranizacji, proszę się nimi podzielić.

"Świtezianka" sióstr Bui to krótki metraż, który powstał na podstawie "Ballad i romansów" Mickiewicza wspomnianych przeze mnie w części poprzedniej. Nakręcony w 2016 thriller przypomina kolorystyką "Sranger things" lub "Kształt wody". Trwa 19 minut. Podobno w 2022 dostaniemy pełen metraż. I bardzo dobrze. Jeśli poziom się utrzyma będzie w porządku. Mógłby być bardziej dojrzały, acz wrażenie estetyczne jest w pełni satysfakcjonujące. W przeciwieństwie do "Świtezi" - wcześniejszego, animowanego obrazu Kamila Polaka (również krótkiego metrażu) z roku 2010. Ścieżka dźwiękowa skomponowana na jej potrzeby przez Irinę Bohdanovich jest przepiękna w przeciwieństwie do filmu. Nie ma właściwie nic wspólnego ani z oryginalnym utworem, ani z jakąkolwiek sensowną fabułą. Jest nudna i ma ogromne dysproporcje artystyczne, wynikające prawdopodobnie z braku warsztatu, a nie zamyśle. Mamy tu pomieszane co najmniej trzy nurty artystyczne - realizm, impresjonizm oraz ikonografię. Jak obejrzałam go za pierwszym razem byłam tak zdezorientowana, jak po obejrzeniu teledysku "Deuchland", ale ten po chwili stał się zrozumiały, w przeciwieństwie do animacji. Nazywa się "Świteź", a mamy tu Częstochowę, potop szwedzki tylko że domniemani Szwedzi są w rosyjskich zbrojach, a ludzie są stylizowani na ikony. Nic tu nie jest na swoim miejscu. Może przez to, że powstawał siedem lat, a autor już sam się pogubił w tym co w ogóle chciał zrobić. Jest męcząca.
W roku 2014 ukazał się w multipleksach obraz, który obrósł w kult. Chodzi mi o "Johna Wicka" - film o płatnym zabójcy na emeryturze. Maszynie do zabijania. Czemu w ogóle zawracamy sobie nim głowę? Główny bohater w półświatku nazywany jest "Babą Jagą". A propo. W 2015 roku powstał też doskonały film "The Witch". Nie zaznamy tu może bezpośrednio Słowiańszczyzny, bo fabuła rozgrywa się w Nowej Anglii, jednak idealnie pasuje do legendy o rodzimej Babie Jadze i sprawdziłby się świetnie również w Polskiej rzeczywistości. Jest niepokojący i utrzymuje klimat, może poza samym zakończeniem, które może być rozczarowaniem. Majstersztyk wizualny. Rok potem rozczarował nas nie tylko tłumaczeniem tytułu "Don't knock twice" (polskie "Baba Jaga"). Przewidywalny do szpiku z cienkimi jump scare'ami. Ale dla poszukiwaczy "polskości" w zagranicznych filmach -  tu ją dostaniecie.

 

"Legendy Allegro" (2015-2016) to można powiedzieć krótkometrażowe filmy reżyserii wspaniałego Bagińskiego nominowanego w 2002 do Oscara za "Katedrę". Zekranizowane do tej pory legendy to "Smok", "Twardowsky", "Twardowsky 2.0", "Operacja Bazyliszek" oraz "Jaga". Akcje wszystkich legend łączą się w miarę spójną całość, przenosząc ich akcję w XXI wiek i oprócz znanych z oryginałów bohaterów wprowadzają ich nieco więcej oraz wiele elementów z zakresu słowianistyki, bestiariusza oraz dorzutkę w postaci Bogów słowiańskich. Świetna ścieżka dźwiękowa, równie dobre dialogi i dobór aktorów. Mam szczerą nadzieję, że projekt będzie kontynuowany, szczególnie że w zapowiedzi jest pełen metraż.
W 2018 powstał film Konopki "Krew Boga". Bardzo dramatyczny i organiczny obraz. Wczesne średniowiecze. Z wioską, która jest ostatnią ostoją pogaństwa w Polsce. Można powiedzieć Arkona.

Jak sami możecie zobaczyć, filmy najczęściej czerpią wyłącznie z bestiariusza słowiańskiego, a przytłaczająca większość czerpie z Draculi i jego książkowego pierwowzoru. Ciężko jest znaleźć cokolwiek faktycznie o Słowianach samych w sobie oraz ich wierze. Wydaje mi się jednak, że w niedługim czasie możemy spodziewać się renesansu w tym temacie. Zapraszam do dyskusji oraz proponowaniu obrazów, które przychodzą Wam na myśl pod hasłem "Słowian w filmowej popkulturze". A może zaproponujecie jakąś książkę?




 

Komentarze

  1. Nie zgadzam się z oceną "Świtezi". Nie widzę tam absolutnie żadnego pomieszania i braku zamysłu. Od samego początku zachowuje cechy romantycznej ballady (elementy fantastyki, nastrój grozy i tajemniczosci, ludowość, uczłowieczona natura)i próbuje być wierny tekstowi. Stylizacja na prawosławną ikonografię, przejmujący śpiew chóru w języku staro-cerkiewno-słowiańskim podczas próby najazdu sioła nie mają w sobie niczego nieprzemyślanego. Pozdrawiam serdecznie🙂

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz