Rozważania o pogańskiej terminologii religijnej dawnych Słowian - recenzja

Rozważania o pogańskiej terminologii religijnej dawnych Słowian; w poszukiwaniu mitologicznego wymiaru śląskiego frazeologizmu Jeronie Pieronie! Żurek

Recenzja


Borze szumiący cóż to była za przeprawa! Książka profesora Żurka jest najlepszym dowodem na to, że coś na polskich uczelniach musi się zmienić. Pozycja trąca o pseudonaukę, używa takiej nomenklatury i takie pozycje przytacza w bibliografii. Słowem jest to gniot balansujący na krawędzi dobrego smaku wydany przez wydawnictwo naukowe. Ale od początku. Zapraszam!

Pan Żurek  jest profesorem uczelni Instytutu Neofilologii Wydziału Humanistycznego i Społecznego Uniwersytetu Bielsko Bialskiego. Jak wynika z treści książki, autor nie posiada podstaw dialektologii polskiej i leksykologii gwarowej. Chyba podążył śladem Słowenii i Chorwacji, gdzie tożsamość kulturowa jest kreowana zupełnie na nowo. W sposób bardzo ekspansywny próbuje kreować Śląsk na rezerwat pogaństwa na podstawie jednego zwrotu.  Jego najnowsza książka przede wszystkim nie powinna przejść recenzji. W sumie najsmutniejszy jest fakt,  że została wydana w wydawnictwie naukowym Uniwersitas. To moim zdaniem świadczy o poziomie wydawnictw, które poleciały na łeb. Wymagając wysokiego wkładu własnego w wydruk zatraciliśmy kompletnie poziom publikacji. Przed nami leży dowód. Na początku ciężko się do książki przyzwyczaić, bo co chwila łapiesz się za głowę w ciężkim niedowierzaniu. Podczas tej lektury bardziej doceniłam książkę Tery z 2017 roku, przełożoną na polski w bieżącym, gdyż autor obala w skuteczny sposób sporą ilość przestarzałych tez pokutujących w nauce o mitologii Słowian do dnia dzisiejszego. W tym część przytaczanych w pozycji Żurka. Co jeszcze ciekawsze profesor zawarł tę pozycję w bibliografii! Najwidoczniej bezrefleksyjnie. 
Po pierwsze i chyba najważniejsze. Książka o zbyt długim tytule "Rozważania o pogańskiej terminologii religijnej dawnych Słowian, W poszukiwaniu mitologicznego wymiaru śląskiego frazeologizmu Jeronie Pieronie!" jest o wszystkim i o niczym. Momentami zawiera tak abstrakcyjne rozważania, że ciężko w to uwierzyć. O czym dalej.
W książce znajdziemy nie tylko wiele przestarzałych o niemal wiek teorii o mitologii, lecz również nowe, abstrakcyjne tezy bez pokrycia, uformowane pod własną narrację. Szczególnie na początku pozycji każda nowa strona to kolejna głupota wywołująca najpierw zaskoczenie, a później niesmak na twarzy. Żeby nie być gołosłownym, przytoczę kilka z nich:
-autor uważa, że zwrot "Jeronie Pieronie" jest najstarszy na Słowiańszczyźnie (sic!). Nie przeszkadza mu to stronę dalej napisać, że jest on staroruskim teonimem. Po czym przyznać, że jest niewiele zapisów dokumentacyjnych pisanych gwarą śląską starszych niż XIX wiek 
- kolejną absurdalną tezą jest postawienie znaku równości między Swarożycem, a Wołosem, a także Chorsem i Dadźbogiem (choć ta druga już nie wygląda tak źle na tle tego co przeczytamy dalej). Welesa wielokrotnie nazywa zresztą bóstwem... solarnym. Zresztą czy uznanie Welesa za "boga Słońca i zaświatów" nie brzmi samo w sobie abstrakcyjnie? Mało tego. Wywodzi panteon od... jakiegoś rodu Svaruna (???!!!!). Generalnie wywraca cały panteon między innymi prowadząc narrację o "dobrym" Welesie (nazywając go przy okazji antagonistą, bo czemu nie) próbującym powstrzymywać "złego" Peruna przed dokonywaniem zniszczeń 
-znajdziemy tu również infantylną tezę uważającą Marzannę za córkę Welesa, to przynajmniej pokrętnie argumentując. Przy Marzannie na chwilę się zatrzymamy i dopowiemy na jej podstawie, że autor przypisuje również bogom przymioty, których w żaden logiczny sposób nie jesteśmy w stanie określić. Najgorzej traktuje właśnie biedna boginię przemiany i śmierci. Obraża ją wielokrotnie między innymi nazywając brzydką, starą i kłótliwą" (sic!), za każdym razem zresztą wspominając o zwyczaju topienia Marzanny - obrzędowego pogrzebu bogini - określa go słowem "egzekucja" 
-uznaje istnienie pseudobóstwa Łady, mało tego, dobudowując wokół całą mitologię, m.in. uznając ją za żonę Jaryły. Ładę miałaby w obrzędach symbolizować tzw. "baba" (in. diduch). Oczywiście nie podając wytłumaczenia jak powiązał te rzeczy. W każdym razie "baba" miałaby symbolizować "piękną i dojrzałą" Ładę (patrz argument wyżej). Kolejnym fikołem logicznym jest uznanie  Porewita, lokalnego bóstwa Połabskiego również za... Ładę. Tu pojawiłą się znana rozgrywka w pseudonaukowych publikacjach. Używanie fałszywych językoznawczych wywodów pod własną tezę 
-kolejnym kuriozum jest fakt uznania Szczodrych Godów za obchody ku czci "boga słońca Welesa", co godzi nie tylko w dotychczasową naukę, ale również podstawy wiary tradycyjnej 
- pomijając w ogóle jakiś sens rozważań tego wątku, autor najpierw twierdzi, że Jaryło ożenił się z Marzanną, a po jej śmierci z Ładą, później na 116 stronie zamieniając je na miejsca 
- niezrozumiałym tokiem rozumowania oznajmia, że w Wolinie czczono Trzygława, mimo to, że jedyne policefaliczne figurki z tego miasta są czterotwarzowe, a nie dysponujemy żadnym źródłem pisanym na ten temat. Czego się nie robi, żeby przyklepać własne dziwne tezy 
-kolejnym dziwnym przytaczanym przykładem jest to, że Światowit ze Zbrucza jest nie wyobrażeniem Axis mundi, a... walki Peruna z Welesem.
-autor uważa Noc Kupały za święto Peruna-Świętowita
-wyprowadza etymologię słowa "rzykać", dochodzi do "modlitwa", po czym nagle z dupy stwierdza: "Rzykanie było (...) sekwencją oddawania czci Pieronowi" Jak?! W jaki sposób do tego w ogóle doszliśmy?!
-proponuje też, że wyraz "trizna" (tryzna) to obrzęd oddawania czci bogom: Perunowi, Welesowi i...Jaryle. Czemu nie Welesowi, Marzannie i Babie Jadze? Albo Trzygławowi? Jak już stawiamy tezy bez pokrycia niech przynajmniej mają jakiś sens
Już abstrahując od dziwacznych tez kompletnie rozbroiły mnie dywagacje dotyczące słowa "żur" ciągnące się na kilka stron. Chyba autorowi szczególnie zależało na tym, żeby ten fragment jakoś wcisnąć do książki w kontekście własnego nazwiska.

Słowem podsumowania. Dawno nie czytałam tak złej książki. Najbliżej niej postawiłabym pozycje zagraniczne, w których autorzy próbują się w temacie o którym coś tam przeczytali, ale nie znają zupełnie kontekstu kulturowego. Pomijając już mnogość błędów merytorycznych książka jest o wszystkim i o niczym. Omijaja temat jej zbyt długiego tytułu jako podjętego problemu badawczego. Jeśli chcecie dowiedzieć się takich abstrakcyjnych rzeczy, takich jak skąd pochodzi słowo "żur", czy "czarnina" to spoko. W innym wypadku nie ma to sensu bo tu "atuty" się kończą. 

Rok wydania: 2024

Cena okładkowa: 42



Komentarze