Magiczny świat Słowian - recenzja


Magiczny świat Słowian - Gołdowski

Recenzja

Hej kochani! Dziś mam dla Was recenzję jednej z najnowszych, słowiańskich książek. 
Zapraszam!

Właśnie do sklepów trafiła książka polskiego blogera - Kamila Gołdowskiego -  autora 
slawoslaw.plfunkcjonującego od 2015 roku. Pozycja pisana jest z pięknych pobudek ideologicznych i ma dość uczciwe podejście do czytelnika. Zdawać by się mogło, czasem aż nazbyt uczciwe (mam na myśli anegdotę o motywacjach powstania bloga), choć moja historia z pisaniem również zaczęła się od negatywnego impulsu, lecz o zupełnie innym podłożu. W każdym razie z pewnością mogę się na kilku poziomach utożsamiać z autorem. Wspomina on między innymi o pewnych nieścisłościach, czy wprost błędach, które zdarza  się nam popełniać na każdym etapie twórczości. Rozwój badań cały czas postępuje i musimy stale aktualizować naszą wiedzę dotyczącą Słowian i ich wierzeń. Nawet najwięksi naukowcy aktualizowali swoje tezy, czasem wycofując się ze swoich uprzednich poglądów. To nie wstyd.

Książka zawiera piękne ilustracje przypominające ryciny, autorstwa Marka Hapona. Powinniśmy sie tym cieszyć i docenic, szczególnie w dobie, w której wydawnictwa srają na czytelnika używając AI do generowania obrazów w książkach. Z technicznych rzeczy - autor niestety nie oznacza w żaden sposób bibliografii w tekście (poza cytatami), praca nie ma  struktury naukowej, ani cech książki naukowej, a takie między innymi dla was recenzuje. Nie posiada więc jak już wspomniałam klasycznej bibliografii, momentami spekuluje bez pokrycia, czy nadużywa nomenklatury silnie nacechowanej emocjonalnie, co ją między innymi od takowych odróżnia.
W samej treści nie obyło się oczywiście bez błędów. Szczególnie jako językoznawca Pan Kamil powinien wiedzieć, że w opisywanych czasach słowo "bałwochwalstwo" nie miało negatywnego wydźwięku, czy że "obiaty" nie wywodzimy od... obiadu. Bardzo upraszcza też funkcje Baby Jagi, która była prawdopodobnie zdegradowanym bóstwem, więc mogła mieć niewiele wspólnego z typowymi wiedzącymi. Wpłata też w treść pseudobóstwa, nie odnotowując tego faktu, co może być mylące dla laików, do których pozycja jest zdecydowanie kierowana. 
Książka, szczególnie na początku zawiera sporo przypisów redaktorskich ją ubogacających. Jeśli chodzi o treść, publikcja w szeroki sposób porusza nie tylko wieloaspektowo wierzenia słowiańskie, ale też kontynuację wiary tradycyjnej Słowian odnosząc się do rodzimowierstwa. Opisuje nowe praktyki i symbole religijne. W mojej opinii najciekawszy jest podrozdział o miesiącach, zawarty w rozdziale "Życie cyklem rocznym się toczy". Podaje nie tylko ich rodzime nazwy i je tłumaczy, lecz również odnosi się do świąt i praktyk życia agrarnego je wytyczających. Bardzo wygodne rozwiązanie. Docenić też należy wytłumaczenie pogańskich wierzeń synkretycznych wcielonych i przetransferowanych w myśl katolicką.
 Pozycja może nie odkrywa Ameryki, ale jest bardzo przystępnie napisana. Myślę, że śmiało możecie ją dać swoim rodzicom, czy nawet dziadkom lub znajomym, żeby spojrzeli w jaśniejszy sposób na Wasz punkt widzenia i lepiej Was zrozumieli, jeśli interesujecie się żywo wiarą i dorobkiem kulturowym Słowian. 
Wierzę, że książka może przyczynić się do szerszego zrozumienia kultury słowiańskiej, w szczególności wśród laików. Porusza między innymi ważne tematy dotyczące dziedzictwa kulturowego i religijnego przejętego przez Kościół katolicki. Warto wiedzieć z czego zostaliśmy ograbieni i poznać kody kulturowe, którymi posługujemy się do dzisiejszego dnia, choć ich znaczenie zostało wypaczone lub zlaicyzowane.

Czy polecam książkę? Tak. Jest to odpowiednia dla laików i osób, które chcecie bezboleśnie zainteresować kulturą i wierzeniami Słowian.

Rok wydania: 2024

Cena okładkowa: 49,99



Komentarze

  1. Cześć, dzięki za szczerą recenzję w Twoim stylu. :)

    Telegraficznie odniosę się do tej bardziej krytycznej części recenzji:
    1) Temat Baby Jagi został potraktowany powierzchownie, bo w początkowych planach było napisanie odrębnych rozdziałów o bóstwach i ich degradacji, lecz temat wydał się na tyle szeroki, że zdecydowałem się odłożyć go na potem.
    2) Nie napisałem, że obiatę wywodzimy od obiadu. Jedynie, że te wyrazy mogą być spokrewnione. Ale fakt - przy aktualizacji wydania byłoby można dać tam bardziej sensowny przypis.
    3) Z bałwochwalstwem to na dwoje babka wróżyła, bo jednak od początku chrześcijaństwa na naszych ziemiach pod tym hasłem rozumiano grzech. Choć fakt - bałwany jako posągi nie od razu budziły negatywne skojarzenia.
    4) Trudno o przypisy w obrębie treści do konkretnych źródeł, gdy podczas pisania leciało się na własnej pamięci i wcześniejszej twórczości. Zgodzę się, że z dokładnymi źródłami byłoby lepiej, ale wtedy pewnie książkę ukończyłbym w okolicach "czterdziestki". Wymęczyłem w życiu trochę artykułów naukowych, gdzie człowiek musiał czasami podawać dokładne odnośniki bibliograficzne do każdego zdania. Szczerze? Nie bawiło i nie rajcowało mnie to, a rozpoczęta rozprawa doktorska utknęła w trakcie pisania. W tym miejscu chylę czoła przed każdym współczesnym "słowianologiem", który próbuje ogarniać te tematy, powołując się przy tej sposobności na imponujący zakres bibliografii. Mnie się czyta ich zmagania przyjemnie, ale mam świadomość, że dla "laika" takie teksty mogą być nie do przebrnięcia.

    Książka miała być bezbolesną wprawką popularnonaukową, więc cieszę się, że ten cel udało się osiągnąć. Przyznaję też bez bicia, że miałem w niej fragmenty oznaczone jako "do ponownej weryfikacji i dogrzebania źródeł", ale życiowo miałem taki moment, że w praktyce oznaczałoby to opóźnienie w wydaniu o jakiś kolejny rok. Uznałem, że lepiej sprawdzić, czy książka "zażre" i ewentualnie zostawić pewne rzeczy na poprawione wydania, zwłaszcza że sam nie jestem najlepszy w zauważaniu własnych niedoróbek - dlatego też dzięki za wyłapywanie takich drobiazgów jak w recenzji, bo mogę je wrzucić sobie w notatniczek na przyszłość. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Sama trochę pisuję poza blogiem i wiem, że to ciężki kawałek chleba, więc podziwiam każdego komu się chce. A jak wspominam na początku recenzji pomyłki to nie grzech ;)
      Znam odkładanie na potem. Fajnie dodać coś w przypisach. Oczywiście czekam na drugą część!
      Ja sobie notuję na bieżąco przypisy, jako że jestem analogowym dziadersem w notesie. Działa. Ale pisanie pod regulacje redaktorskie pism naukowych to wrzód na dupie. Sama nadal mam z tym trudności. Ale we własnej pracy magisterskiej jakoś się udało. Dostałam nawet za nią order z zemniaka od samego Jaśnie Oświeconego Białczyńskiego, który raczył o niej napisać na swoim blogu. Nie każdy może się pochwalić takim sukcesem.
      Odwaliłeś świetną pracę u podstaw. Książka spokojnie może stanowić doskonałe wprowadzenie w temat.
      Samych sukcesów, pozdrawiam ciepło!

      Usuń

Prześlij komentarz