Gówno w kolorowym papierku - Słowiańskie boginie ziół - recenzja

 Słowiańskie boginie ziół - Laprus
Recenzja


Siedzę pod kocem ze szklanką whiskey i łzami w oczach. Dawno nic mnie tak nie zniszczyło psychicznie jak książka "Słowiańskie boginie ziół", która uwłacza rozumowi i godności człowieka. Czuje się zgwałcona mentalnie. Jeśli nie chcesz szargać sobie nerwów, to nie zbliżaj się do tego szmatławca. Nawet nie czytaj reszty recenzji, jeśli nie chcesz dostać wylewu od ilości zawartej w niej głupot. 
Odważnych zapraszam!

Ciężko nawet od czegoś zacząć. Spróbujmy więc od jedynego w miarę jasnego punktu publikacji. Szata graficzna jest całkiem przyzwoita, stylizowana na zielnik. Choć i tu nie wszystko poszło gładko. Świerk pomylono z jodłą, ale choinka to choinka, nie? To... tyle. Co do reszty wszystko jest nie tak.
Książka "Słowiańskie bogine ziół" to głównie skopiowane, podejrzane blogi internetowe, nie bazujące na absolutnie żadnej bibliografii. Znalazł się tu między innymi naczelny szur wielko lechicki, Białczyński. Czesio-obwieso jest zresztą cytowany kilkukrotne, jak równe jemu brednie. Podawanie jako źródło czegoś takiego jak mityczne.pl wcale nie brzmi przecież wiarygodniej. Za książką nie idzie żadna wiedza, a gówna jest tyle, że aż ciężko uwierzyć. Zacznijmy więc, choć na samą myśl mnie podbija.
Pod kątem wierzeń słowiańskich książka to jedna wielka pomyłka. Mało tego. Jak każdy szanujący się pseudonaukowiec autorka sfabrykowała również źródła! Szczyt bezczelności! Pierdolenie kocopołów wychodzi jej najlepiej. Solennym przykładem jest fakt, że wspominając o 3ech boginiach, o tej, o której nie jesteśmy pewni, czy w ogóle ma rację bytu, napisała dwa razy więcej, niż o dwóch potwierdzonych razem wziętych! Rozumiecie? Naukowcy z całej Słowiańszczyzny nie są pewni co do istnienia Dziewanny, o której ten babsztyl wyrzygał 150 stron. Już pomijając, że chyba naoglądała się za dużo amerykańskich seriali, bo cała narracja odpowiada doskonale "Grze o tron", lecz z pewnością nie słowiańskiej mitologii. Już sama próba podziału bogiń na triadę nie ma żadnej racji bytu z uwagi nap rosty fakt. Marzanna nie jest żadnym "archetypem staruchy". Wręcz przeciwne. Jest przedstawiana jako dzierlatka czekająca na wydanie, lub w sukni ślubnej, stąd przy tzw. topieniu plecie się jej warkocze i ubiera w krasne korale. Ale to wcale nie największe głupoty. 
Wróćmy do nieszczęsnej Dziewanny, nad którą pani pożal-się-boże filolog tak się znęca. Uznajmy że istniała. Czemu do cholery miałaby siedzieć na sosnach lub świerkach, w momencie w którym są to drzewa chtoniczne? Drzewa iglaste wszak odstraszały duchy, więc gaje borowe były poświęcone mrocznym bóstwom, do których rzekoma bogini wiosny nijak należeć nie może. Oczywiście szukać przypisu nie ma co. W ogóle pierwsze słyszę, żeby sosna sama w sobie była jakaś szczególnie uświęcona. A już przyrównanie jej do dębu zakrawa o bluźnierstwo. Bogów widziano w dębach i kamieniach z powodu ich stałości i... długowieczności. Sosny zaś mają mało wartościowe drewno, są krótkowieczne i szybko rosnące, więc są zupełnym zaprzeczeniem tej idei. Nie mają żadnych wyjątkowych cech, które mogłyby wyrażać ich boskość. Nie znam również ŻADNYCH rzeźb kultowych, do których rzekomo wykorzystywano to drewno. A i owszem, istnieje kilka wyobrażeń koników, bodajże z Opola wykonanych z sośniny, jednak w 100% nie jesteśmy pewni ich przeznaczenia. No i nie muszę chyba powtarzać, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Czemu niby bogini miałaby być opiekunką chorych? Przecież za zdrowie odpowiadał Weles. Przypisu i tak brak. Gałązki świerkowe również z całą pewnością nie symbolizowały żadnej znanej mi bogini. Sadzono te drzewa wokół cmentarzy, aby dusze nie wychodziły poza teren nekropolii, tylko zaczepiły się o igły lub kolce. Zwyczaj ten zachował się zresztą do dziś. Na grobach lub w nich gałązki prawdopodobnie znajdowały się dokładnie z tego samego powodu. Dalej, oczywiście pod wpływem bajkopisarza - Długosza, którego nikt nie uważa za rzetelne źródło wiedzy, przypisuje jej odpowiedzialność za lasy i łowy, nadając znamiona Diany. Skrajnie kretyńsko wychodzi feminizacja książki. Weźmy na tapet chociażby zdanie "Jej dziewiczość wynika ze zdolności życia bez mężczyzny, a nie życia w celibacie". WTF? Dziewictwo pod kątem czysto fizycznym polega DOKŁADNIE na życiu w celibacie. Nie wspominając już o fakcie, iż samo to słowo nie oznaczało niegdyś... nienaruszenia seksualnego, a po prostu młodą kobietę. A akapit później czytamy, że 'trudno uwierzyć, że nie pojawił się nikt, kto poruszyłby jej serce'. Zaraz zaraz, nie przeczytaliśmy przed chwilą, że chłopa nie potrzebuje i to w ogóle ją czyni dziewicą, a nie fizjonomia? xD Zaprzecza sobie na jednej stronie. Już pomijam fakt, że Dziewanna - Marzanna jest powiązana bezpośrednio z Jaryłą, który prawdopodobnie był jej mężem. Skąd wiadomo że rzekoma bogini miała "krewki charakter"? Skąd w ogóle wiadomo jaki bóg ma charakter? Chuj wie. Trąć pies, że przypisu brak. Czemu Dziewannie miałyby towarzyszyć rusałki? Przypisu brak. Przerażeni? A jesteśmy dopiero na 20 stronie. 
Dalej. Gaik nie był świętem bogini, a a odradzającej się przyrody w ogóle. I pierwsze słyszę, żeby przystrajana gałązka była iglasta! Właśnie przez wzgląd na fakt budzenia się wiosny powinna być liściasta! Młoda, wiosenna zieleń! Inaczej ten zwyczaj nijak nie ma sensu jak cała ta książka. Konkretnie lipa lub brzózka. Z jakiego powodu Dziewanna miałaby być uważana za boginię miłości? Nie wiemy, brak danych. Z takich samych powodów nie wiadomo, z jakiego powodu autorka uznała, że jest ona boginią płodności i plonu wszelakiego szczególnie, że jak wiemy za dojrzałą kobiecością stoi bez żadnych wątpliwości Mokosz, której się zresztą za to dziękuje w święto, a jakże, Plonów. O płodność proszono właśnie ją i do niej zwracały się kobiety w połogu. W końcu sama była matką! Dalej. Dziewanna jest równie bezpodstawnie uznana za boginię... księżyca. 
Kojarzycie w ogóle jakieś świątynie Dziewanny? Wzmianki pisane, archeologiczne dowody? Nie? Ja też nie. Autorce brak dowodów, ani jakichkolwiek źródeł w żaden sposób nie przeszkadza. Wie nawet, że znajdowały się one (!!!) w lasach! Jakby absurdów było mało, czytamy, że Dziewanna była boginią zemsty ... śmierci. Pierwsze słyszę również, żeby Łysą Górę nazywano Szklaną Górą, a legendy świętokrzyskie bynajmniej nie są mi obce. Czemu ktokolwiek miał nazywać Dziewannę "Dumną Panią"? Nie wiadomo, przypisu jak zawsze brak. Czemu słowiańska bogini miałaby być gorsza od rzymskiej? Czemu miała by jej zazdrościć świątyń, jeśli autorka chwilę wcześniej przekonywała nas, że miała własne? Odpowiedzi brak. Nie ma również żadnych przesłanek, iż zwyczaj "chodzenia z królewną" miałoby nawiązywać do Dziewanny. O jakiś szczególnych boskich konotacjach kaliny też pierwsze słyszę, a szczególnie o tym, że rzekomo miałaby być poświęcona słońcu. No dobra, załóżmy że była poświęcona Słońcu. To z jakiej racji miałaby być poświęcona Dziewannie, a nie któremuś z Bóstw solarnych? Nie wiemy, przypisu brak, a jakże. 
Zapytuję. Co to za jakaś nowomoda przyrównywania Mokoszy i pierwiastka kobiecego do pająków? To już kolejne gównoźródło w tym miesiącu, które mi wypala tym mózg. Pająki dla Słowian miały bliżej nieokreślone konotacje chtoniczne. Pod ich postacią czasem objawiali się Przodkowie, stąd ogólny do nich szacunek. O tym, żeby Rod był związany z porodem również pierwsze słysze. Owszem, Rodzanice z nim związane pojawiały się po porodzie, żeby zdecydować o Doli człowieka, ale Rod? Niepojętą zagadką jest również, czemu autorce nie chce się odmieniać imienia "Mokosz" przez przypadki. Może nawet jej się mózg zlasował od głupot których nawypisywała. Czemu Mokosz miałaby karać mężczyzn bezpłodnością za masturbację? Nie wiemy, przypisu brak. W Piśmie Świętm, owszem widnieje zakaz marnotrawienia nasienia, ale u Słowian? Mak ma głównie konotacje chtoniczne. Ze względu na czas i miejsce kwitnienia może być łączony z Mokoszą, niemniej jego głównym zadaniem było przeprowadzanie na drugą stronę i utrudnianie demonom wyjście z grobu, ale przede wszystkim kontakt z zaświatami. Z tego powodu właśnie potrawy z makiem, takie jak na przykład kutia były przygotowywane przede wszystkim na Dziady, ale również Szczodre Gody, poświęcone Przodkom. 
Oczywiście pierwsze słyszę, żeby Marzanna miała coś wspólnego ze żmijami, za które zdecydowanie odpowiadał Weles *
Istnieją związki (hipotetyczne ale mocno prawdopodobne) Marzanny z ze żmijami poprzez formulki magiczno - lecznicze przeciw ukąszeniom przez gady.* Zreszta tu jak z Mokoszą i pająkami. I kim do kurwy jest Welewita? Jakim prawem miałyby być  pierwowzorem Welesa, którego wszyscy przecież znamy? Na pewno nie prawem rozumu, z którym ten gniot nie ma nic wspólnego. Równym absurdem jest nazywanie Marzanny "Czarną boginią", jak "świętą wiedźmą". Kurwa wszystkie Boginie nagle są wiedźmami. Jakie niby powiązania miałaby mieć Marzanna z 'Czarną Madonną', która jest nazywana "czarną" z powodu koloru ziemi za który odpowiada Mokosz?

Nawet przepisywanie zielników przerosło autorkę. Średnia życia świerku to 150-200 lat, inne przypadki są wyjątkami. Podłaźniczka nie przyszła z żadnych Niemiec. Brzoza brodawkowata to z łaciny Betula pendula. Już nie muszę chyba wspominać, że zioła do bogiń przypisywane są właściwie zupełnie losowo?

Zawsze miałeś ochotę powrócić do dni dzieciństwa? Nic trudnego. Ta książka Ci to umożliwi. Według niej możesz na przykład użyć dziurawca 'do upustu moczu w łóżku'! Gratuluję wysokiego stopnia wtajeminiczena w zielarskiej wiedzy bogiń mój adepcie zielarstwa!

Rok wydania: 2021

Cena okładkowa: 49,90





Komentarze

  1. Welewitka to pieśń Kaszubska o obrzędzie dziadów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz