Zapomniani Bogowie - recenzja

 Zapomniani Bogowie słowiańska opowieść - Prusiński
recenzja

Hejka. Dziś poznęcam się nad książką "Zapomniani Bogowie". Będzie to smutna rozprawka o życiu i może odrobinę pouczająca o historii. Niemniej, jak nie chcecie słuchać moich gorzkich żali to może skończyć tutaj. Książka jest chujowa, dziękuję. 
Innych zapraszam!

Książeczkę "Zapomniani Bogowie" dostałam od swojej drogiej mamusi na święta roku 2017. Skąd pamiętam kiedy, jeśli nie pamiętam co jadłam na śniadanie? Ano mój egzemplarz jest wyjątkowy, gdyż pozyskała go na spotkaniu autorskim, więc zawiera dla mnie nawet osobistą dedykację xD. Książka jest reklamowana jako miałaby być "Ostrołęcką Starą Baśnią", a tymczasem jest spierdolona jeszcze bardziej niż to smutne jak pizda miasto, które zabija wszelką nadzieję w mieszkańcach. Osobiście jest mi strasznie wstyd z tego powodu. Miasto, w którym się urodziłam i wychowałam jest karykaturą jak ta książka. "Sukcesem" lokalnej policji jest tu rozbicie szajki sutenerów po KILKUNASTU latach, w księgarni właściciel montuje kamery w kiblu, prezydent miasta oficjalnie zabrania wyświetlania "Kleru" w jedynym kinie w mieście, tutaj pada światowy rekord stężenia alkoholu we krwi, kładka za miliony monet rozpada się po tygodniu, w państwowej telewizji mówią że nie działa sygnalizacja świetlna, prosząc o wypowiedź jakiegoś menela z dworca, a Jackowi Sasinowi było mało przepierdolenia 70 milionów złotych na wybory, które się nie odbyły, wiec przejebał kolejny miliard na elektrownię węglową, która nie powstała. Do listy wstydu dołączają "Zapomniani bogowie" Prusińskiego.
O tym, jakiego pokroju jest to książka najwybitniej oddaje wstęp tego wysrywu. Jest tam wszystko. Już drugie zdanie wskazuje na to, że jest to stek bzdur i przekłamań zmyślonych dla manipulacji czytelnikiem, autor nie ma pojęcia o czym pisze, a dalej jest tylko gorzej. Od zmyślania etymologii, przez Wielką Lechię /Sarmację i "dynastie lechickie", po nazywanie Popiela Królem Lechiem IV. Dla mnie zagadką było również to, że autor rzuca imionami rzekomych bogów jak tokarka wiórami, a co do samego Peruna, do którego wątpliwości nie ma, ma problem. Absolutnym hitem jest jednak zapis imienia Bóstwa - Świętowita, którego skażoną i niepoprawną wersją jest "światowid". Ale czegoś takiego nigdy nie widziałam. Istnieje złoty środek. Prusiński wymyślił środek chujowy i pisze "Światłowid". Nie żartuję. Ponad to w samym wstępie gówna jest tu tak dużo, że ciężko uwierzyć, że można tyle upchnąć w zaledwie 17 stronach. Tę umiejętność uznajmy za jedyną, choć wątpliwą zaletę. Ten bałwan zapewnia o "obiektywnym opisie Lechi" w tej kupie. Pisze również, że konsultował treści z historykami, ale go "nie przekonali". xD Żaden specjalista nie przeszkodził więc wesołej, bezrefleksyjnej twórczości, a te gryzmoły to wnioski wyssane z palca na podstawie zmyślonych teorii.  W każdym razie tego pierdolongo nie powstydziliby się nawet najwybitniejsi pseudonaukowi wariaci. Nie wiem jak ktoś taki w ogóle mógł skończyć jakieś studia. No nie mieści mi się to w głowie. W sumie najzabawniejsze jest to, że na końcu po turbolechitach też jedzie, choć sam reprezentuje ich poglądy. No generalnie jak uda Ci się skończyć wstęp, to można powiedzieć, że wygrałeś z lekturą i mimo odruchu wymiotnego podczas czytania powinieneś dać radę doczytać ja do końca.
Oprócz faktu, że autor na każdym kroku udowadnia swoje foliarstwo i nagminnie nadużywa przymiotnika "lechickie", który został w użyciu jedynie w języku tureckim, to ten używany w książce jest iście kloaczny. Prusiński zapewnia, że język używany w książce jest staropolski. Nic bardziej mylnego. Powiem więcej. Facet ma takie braki w elementarnej wiedzy, że momentami nie jest to nawet język polski. 
Gniotem więc jest to pod kątem językowym, merytorycznym i fabularnym. Pomijając już liczne literówki - nawet niektóre zdania są pokraczne, jakby pisało to dziecko z podstawówki. Nie dość, że  styl jest wybitnie marny, to już najgorzej wypadają dialogi. Znajdziemy tu za to liczne opisy cycków. 

Fabularnie książka to takie samo dno co językowo. Oprócz przewidywalności zawiera wiele nieścisłości, szczególnie po osadzeniu głównego bohatera w więzieniu. Po tym wydarzeniu kolejne już w ogóle przestają się trzymać kupy i tracą logikę względem ciągłości. 
 Każdy krok podkreśla też kretynizm autora w postaci regularnego, dziecinnego rasizmu wobec Niemców najniższych lotów. Brak wiedzy i osobiste kompleksy Prusiński rekompensuje sobie między innymi spierdalaniem się do braków w urodzie zachodnich sąsiadów. Oprócz głupoty i rasizmu z każdej strony wylewa się również wspomniany już seksizm.
Przejdźmy do grzebania w braku wiedzy merytorycznej autora w treści właściwej. Jeden z bohaterów, kronikarz chrześcijański twierdzi, że "przekłada modlitwę nad ziołolecznictwo". Spoko, modlitwa to domena klechów, ale czy nam się to podoba czy nie większość wiedzy o ziołolecznictwie przynieśli na ziemie polskie chrześcijańscy mnisi,  razem z wieloma nowymi gatunkami i nie powinno to nikogo dziwić, szczególnie duchownego. Oni często byli również medykami. To, co również ściska odbyt z żenady za każdym razem, to używanie współczesnych nazw miejscowości. Ostrołęka po raz pierwszy wymieniona jest w XIV wieku (osada XI-XIIw.)
, Łomża to wiek IX-X, Rożan (nie Różan) wiek XIV, Pułtusk X (gród obronny datowany dopiero na XII w.), a Czerwin XIV i nigdy nie było tam osady. Gdzie więc do ciężkiej cholery usytuować fabułę na osi czasu? 

Prusiński zupełnie odleciał też przy opisie Sobótki. Jak wiecie lub nie, święto to służyło głównie inicjacji młodzieży. Była to również jedyna ewentualna okazja do skojarzenia się w pary, aby uniknąć swatów. Sam symbol wianka tak bardzo związany z tym dniem oznacza panieństwo. Gryzipórek wypaczył ten zwyczaj dokumentnie pisząc, że święto "nie dotyczy panien. Ta noc należy do mężatek i wdów." I dalej "To jedyna noc w roku, kiedy kobiety mogą uprawiać miłość z kimś innym. Nie z własnym mężem." xD Zrobił z pięknej Kupały noc doprawiania rogów mężom. Święto rogacizny. Gdzie późne przekazy kronikarskie mówią wręcz wprost, że mężatki miały zakaz uczestnictwa w obchodach Nocy Kupały. Dalsza część opisu przyprawia o migrenę. 
W powieści, bo czemu nie, pojawia się z dupy również XIII wieczny miecz "dynastyczny" szczerbiec. Żeby było jeszcze głupiej, to autor chrzani że jest on ze stali damasceńskiej, która trafiła na ziemie polskie w XVI-XVII w. Używana była do wyrobu szabli, nie mieczy i raczej ozdobnych tudzież paradnych.
Jakby głupot było mało Prusiński wymyślił sobie, że handel ludzki jest nielegalny. Trzeba być albo skrajnie głupim, albo naginać fakty do swojego widzi mi się. Handel niewolnikami na terenach Słowiańszczyzny stanowił praktycznie drugą ważną gałąź gospodarki, a zaraz obok jantaru ludzie byli jednym z najczęstszych towarów eksportowych, szczególnie na bliski wschód i tereny Rosji. 
Pojęcie cudzołóstwa i nierządu jest z kolei eksportem z zachodu, którym autor tak gardzi. Zdradę owszem karano, ale tylko małżeńską. Jak już przy rodzinie, związkach jesteśmy. Irytuje mnie upupianie ówczesnych ludzi. Generalnie granica prokreacji bardzo przesunęła się przez ostatnie tysiąclecie, niemniej w średniowieczu z podkreśleniem na wczesne nikt nie nazwałby 15 latka dzieckiem. To byli dorośli ludzie, większość w tym wieku zakładała już rodziny. 
A to nawet nie wszystko, to tylko czubek góry lodowej bo na więcej nie mam zwyczajnie siły.
Autor robi dokładnie to, co zarzuca zagranicznym kronikarzom. Nie ma bladego pojęcia o kontekście kulturowym, ani nie zna realiów w jakich osadził fabułę tego podłego tworu. Mało tego. Jest od nich znacznie gorszy, bo dziejopisarze przynajmniej posiłkowali się obserwacjami, albo relacjami z pierwszej ręki.

Czy warto kupić książkę? W żadnym wypadku. Nie ma wartości fabularnych, merytorycznych, ani tym bardziej historycznych. Jeśli powoduje śmiech, to wyłącznie z niedowierzania, ze można być aż takim ignorantem jak Prusiński. Pieniądze wyrzucone w błoto. 


Rok wydania: 2017


Cena okładkowa: brak



Komentarze

  1. Miałem też z tym literackim grafomanem, historycznym szamanem i internetowym trollem do czynienia...
    https://seczytam.blogspot.com/2018/03/pokaz-morde-szczeniaku-czyli-bol-pupci.html?m=0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzuciło mi się w oczy na lubimyczytać

      Usuń
    2. Swoją drogą co te poyeby mają z multikontami? To jakiś zwyczaj boomerskich turbosów?

      Usuń
    3. Boomerskich... A jepnął Ci ktoś kiedy? :D

      Te liczne nicki to pod promocję. Jeśli taka książka Prusińskiego czy Kosińskiego ma z 10 ocen na lubimy czytać, to jak założy ze cztery konta i cztery razy sam siebie oceni na 10/10- konkretnie podniesie średnią ocenę. Owszem, na zorientowanych to nie wpływa, ale na przypadkowego zakupowicza, jak najbardziej.

      Usuń
    4. A tak jeszcze mi przyszło do głowy:

      >Prusiński wymyślił środek chujowy i pisze "Światłowid"<

      A może jemu wcale nie chodziło o Świętowita, lecz o boga komunikacji międzyludzkiej, czyli Światłowoda? :D

      Usuń
  2. Matko jedyna, po pijaku człowiek tego nie da rady przeczytać, a Ty tak na trzeźwo? Podziwiam i szanuję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość przeczytałam z własnymi czytelnikami na żywo. Pijąc piwo. Nie jestem samobójcą. Pozdrawiam, Wiewióreczko.

      Usuń
  3. Moje jedyne pytanie po przeczytaniu tej recenzji brzmiało: "kto to wydał?". Sprawdziłam i okazuje się, że wydawnictwo self-publishingowe. No kto by się tego spodziewał...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz