Karaboszki, a słowiańskie halloween

Maski obrzędowe - karaboszki

Witajcie kochani. Obiecałam Wam mini serię artykułów związanych ze śmiercią w rozumieniu naszych Przodków. Tym razem chciałabym pochylić się nad karaboszkami, o których niestety relatywnie niewiele wiadomo. Postaramy się jednak coś wyłuskać.
Zapraszam!

Maski obrzędowe mają swoje poczesne miejsce w rytuałach religijnych oraz magicznych wielu kultur na całym świecie. Nie chodzi tu o samo "przebieranie" się, ale również swoiste odcięcie się od świata materii tudzież nie tyle udawanie, granie jakiejś istoty, co nawet rzeczywiste wcielenie się w nią, lub nabranie / przejęcie jej cech. Czy takie  funkcje spełniały również maski słowiańskie? Pozwolę sobie zacząć od źródeł pisanych.

Pierwsza ze wzmianek, o których chciałam wspomnieć dotyczy Rusaliów. Te z Bałkan przyszły na Ruś, a stamtąd trafiły do Polski. Urbańczyk pisze o tym święcie w tych słowach:

"nazwa święta umarłych wraz z pewnymi zwyczajami i motywami wierzeniowymi z Rusi drogą książkową weszła najpierw do polszczyzny literackiej. Będąc nazwą święta umarłych, została przeniesiona na igrców w maskach, którzy brali udział w święcie, a następnie przeszła ona na demony [dała początki demonom - rusałkom przyp.własny]. Nazwa jest obca, ale objęto nią zapewne demony znane od dawna, wiara bowiem w demony wywodzące się od dusz dziewczęcych jest tak powszechna, że jej nieobecność u Słowian wymagałaby osobnego wytłumaczenia. Nazwa rusałka wyparła jakąś starszą rodzimą coś w rodzaju ruskiej brzegini (beregyni). W Polsce odpowiednikiem rusałek są może boginki, wokół których oplatało się wiele wątków wierzeniowych związanych gdzie indziej z rusałkami”.
Jak możecie zobaczyć naukowiec wiąże maski z Bałkanami i Rusaliami. Jak przeczytacie za chwilę, maski bułgarskie w ogóle mają ciekawą genezę i historię. W każdym razie tutaj również okrycie twarzy wiązało się ze świętem zmarłych. 

Kolejny tekst znajdujemy w Kronice Czechów Kosmasa. Dziejopis przytacza  wydany przez księcia Brzetysława dekret z 1092 r. Monarcha zabrania urządzania pogańskich rytuałów pogrzebowych, które były „odprawiane podług zwyczaju, na dwóch i trzech rozstajnych drogach, jakby dla spokoju duszy. Także i bezbożne igry, które wyprawiali nad swoimi zmarłymi, tańcząc z założonymi na twarz maskami i wywołując cienie zmarłych”. 
Podobne obchody dotyczyły konduktów pogrzebwych oraz tryzn, które dziś nazwalibyśmy stypami. Wyglądały one inaczej niż dzisiaj, kojarzono je z ogólną wesołością, ucztowano, tańczono w maskach, a przede wszystkim organizowano zmagania sportowe. Zresztą nie było specjalnych powodów do smutku, gdyż Słowianie "Przy spalaniu zmarłego głośno się radują, utrzymując, iż cieszą się z powodu zmiłowania się nad nim boga" (Ahmad ibn Rosteh).


 Następny dokument traktujący o interesujących nas sprawach to dekret papieża Innocentego III z dnia 8 stycznia 1207 r. W tekście mamy opis ‘masek duchów, potworów; maszkary’, który odnosi się do wyglądu uczestników odprawianych w kościołach archidiecezji gnieźnieńskiej przy obrzędach ku czci zmarłych. Aktywny udział połączony z recytacją konkretnych ról, brało żonate wówczas duchowieństwo. W tej formie ludi theatrales brali udział duchowni, jak i miejscowa ludność w maskach właśnie. Znowu mamy tutaj wracający przy święcie zmarłych motyw maski, na dodatek do XIII wieku. Krytyka wysokie instancje kościelne świadczy jasno o konotacjach pogańskich owego zwyczaju. Długa tradycja mogła wiązać się z tym, że według Długosza w Gnieźnie znajdowała się świątynia Niji, porównanego do greckiego Plutona o cechach jednoznacznie chtonicznych.

Z 1326 roku pochodzi Statut arcybiskupa gnieźnieńskiego Janisława dotyczący 
monstris larvarum [larva to z łaciny maska]. Arcybiskup postanowił, „ażeby księża i ludzie świeccy ubrani w maszkary nie snuli się po kościołach i cmentarzach, podczas odbywającego się nabożeństwa, gdyż przez takowe widowiska zabaw ostudza się miłość nabożeństwa, cierpi na tem powaga kościoła, stan kapłański idzie w poniewierkę”.
Jak widać w tym dokumencie zwyczaje pogańskie nie dość, że przetrwały kolejne 100 lat, to jeszcze nadal były praktykowane publicznie, nawet w katolickich miejscach sacrum.

Jednym ze słowiańskich określeń na maski były właśnie maszkary. W "Małym słowniku kultury dawnych Słowian" pod hasłem tym znajdujemy: "Obrzędowe malowanie twarzy, przebieranie ją w maskę lub sporządzaniem czasami całego dziwacznego stroju (np. zachowane do  dziś w obrzędach ludowych przebranie za kozła) miało na celu działanie apotropeiczne*. Wczesnośredniowieczne maski drewniane z rogami i spiczastym zakończeniem znaleziono wśród wykopalisk w Opolu. Reliktem tego zwyczaju jest dziś chodzenie z Turoniem w okrese Bożego Narodzenia." A od 'maszkary' blisko lub do 'mary' czy 'moru'. W ten też sposób ten węzełek językowy rozplątuje Szczepanik.
Z tym, że niekonieczne. Taniec Turonia faktycznie miał przepędzać z odwiedzanego domostwa demony. Miał też motyw śmierci i odrodzenia, lecz masek, jak już wcześniej wspominałam używano w obchodach świąt typowo chtonicznych, a nie związanych wyłącznie z Godami.
Przejdźmy jednak do tego kolędowania. Który jak powinniście wiedzieć z bloga jest pogańskim zwyczajem (https://pijanamorana.blogspot.com/2019/12/poganskie-tradycje-skradzione-przez.html). Moszyński szeroko rozpisuje się o tym zwyczaju w swoim karkołomnym dziele "Kultura ludowa Słowian". Konkretnie w trzecim tomie. 
W Wielkorusi w czasie Godów przedstawiano dziewczęce pantomimy w akompaniamencie chóru i maszkaronami: niedźwiedzia, kozy i niedźwiedźnika.
Potem inscenizacja przechodziła w bardziej obsceniczną 'dziada' z 'babą', więc przebieranie się chłopa za babę to dla Słowian nie pierwszyzna. Baba zostaje lżona, po czym dostaje pod groźbą nakaz tańca, przy czym 'umiera'. Tutaj sytuacja zaczyna być jeszcze bardziej groteskowa. Dziad wychwala babę pod niebiesia za piękno, pracowitość rycząc na całe gardło, aż zrywa jej "przypadkiem" chustę ukazując brodę wybranki. Potem zmarła takim samym przypadkiem podpala brodę (sztuczną) małżonka. W niektórych wariantach dziad imituje stosunek z babą i widzkami. Czemu tak się rozpisuje. Otóż we wschodnich Karpatach takie scenki mogły być nawet odgrywane nawet w domach, w których trwała żałoba, nawet w obecności zmarłego. Jest to prawdopodobnie echo zabiegu magicznego, takiego jak sypanie ziarnem w obejściu zmarłego. Także nie tylko w młodych nim rzucano. Na wschodniej Białorusi, także w okresie godowym chłopcy, z których jeden przebiera się za dziada, zakładając maskę brzozową. Inne 'maszkary' to młódka, koza, niedźwiedź, koń i ... żuraw. Głównym aktorem była oczywiście koza, choć to dziad nosił maskę przypominającą z opisu karaboszkę. Koza odgrywała scenkę śmierci, z której gospodarze mieli ją wybudzić. U nas identyczną rolę odgrywał Turoń, w Rumunii był to Turoń, koza albo jeleń,
w Bułgarii brăzaja lub kukier nad Morzem Czarnym. Ten też nosił maskę o różnych kształtach, zawsze z rogami. W Burgazu preparowano je ze skóry zdartej z koziego łba. Kukier obwieszony był dzwonkami i w pierwotnej wersji posiadał wielgachnego (15-50 cm), drewnianego siusiaka  który był czerwony lub miał czerwony wierzchłek. Często był bardzo realistycznie, anatomicznie rzeźbiony. Pod koniec odgranej inscenizacji zaprzęgano go w radło, orano, siano pole, a następnie 'zabijano' wlokąc po ziemi i opłakując, aż do jego 'zmartwychwstania'. Wydaje się to być echem praktyk magicznych dotyczących płodności, urodzaju i budzenia się do życia - cyklu wegetacji.
Sam powtarzający się motyw koźli Moszyński próbuje powiązać z ofiarną kozą składaną Bogom w okolicach Godów, ale także z poleskim świętem "kućća svkozlika" (kasza św. koziołka). Niektóre źródła podają też, że na stołach świątecznych znajdowały się głowy ofiarnych baranów składanych w okolicach Dziadów, duchom w ofierze. Według Skandynawów zwyczaje te z koźlimi maskami symbolizują demoniczne kozły. Miano im dawać co dzień strawę. Podczas Godów przychodziły w okolice domostw, do chałup i przebywały w kącie za piecem, gdzie też zostawiano im kaszę i piwo. Nie wiem, czy widzicie powiązania, ale Słowianie w identyczny sposób traktowali domowniki i dusze Przodków. Bang! Mamy kolejne konotacje. 
Daleko idącą tezą wysnutą przez profesora jest stwierdzenie, że maski te miały być zoomorficznym wyobrażeniem dusz Przodków. Niemniej Nawia jest często wyobrażana jako pastwisko, więc ma to głęboki sens leżący u podstaw wiary tradycyjnej. Oloszyński uważa, że są zpożyczeniem obcej kultury, lecz nie ma to większego sensu. Ja skłaniam się ku twierdzeniu, że podczas obrzędów pełniły między innymi role ochronne, gdyż używano ich przy praktycznie każdej styczności ze zmarłymi. Mogły odstraszać demony, zmylić duszę zmarłego aby nie wróciła za rodziną, nie rozpoznała nikogo z doczesnych znajomych, w każdym razie stanowiła prezerwatyw przed światem pozazmysłowym. Do tej pory gdzieniegdzie wierzy się, że zmarły może kogoś 'wypatrzyć'. W Czechach ten motyw był posunięty jeszcze dalej. Wierzono, że po śmierci dusza jeszcze tkwi w ciele, więc starano się o wygodne ułożenie ciała, luzowano odzież. Dusza miała siedzieć w ciele dopóki ciało się nie rozpadnie.
Maski mogły też nadać osobie noszonej cech zmarłego /demona, lub przejęcie cech danej istoty/ zwierzęcia. Te sławetne, trójkątne maski znalezione w Opolu nie miały prawdopodobnie cech użytkowych. Ale były pokryte czerwoną farbą.
Podczas tych obrzędów maski nosili głównie mężczyźni.Maski antropomorficzne / demoniczne wyrabiane są ze skóry lub kory. Od Syberii, przez Białoruś po Karpaty. Na Polesiu wykorzystuje się w tym celu wyłącznie korę brzozy, w górach świerku. Północni i południowi Słowianie używali w tym celu... dyni lub tykwy! Także moi drodzy - drążenie dyniek ma więcej sensu niż może Wam się wydawać. 
Ze źródeł pisanych wyłania się obraz masek, jako atrybutów niezbędnych do komunikacji ze światem zmarłych, lub ochronnych. Przedmioty te posiadały więc kulturową sprawczość, są aktywnymi graczami obrzędów. Maski spełniały funkcje umożliwiającą kontakt ze zmarłym. Trudno stwierdzić czy miały one chronić wkładających je uczestników obrzędów przed rozpoznaniem i zapewniać anonimowość we wspólnocie żywych i umarłych. Z pewnością sprawiały, że działania ludzkie nabierały nowego wymiaru, człowiek zakładający maskę przestawał być sobą, stawał się postacią przez nią reprezentowaną, bo jak wynika ze statutu arcybiskupa Janisława, mogły być również obrazami, przedstawieniami zmarłych. Według Kolankiewicza pierwotnie wszystkie rytualne maski reprezentują dusze zmarłych, a „tańce w maskach, są zawsze tańcami duchów”.

Trochę się rozpisałam. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Do zobaczenia!

*magia chroniąca przez złem




Bibliografia pomocnicza

Dźwigoł R., 2004. Polskie ludowe słownictwo ludowe, Wydawnictwo Naukowe Akademii Pedagogicznej, Kraków 
red. Leciejewicz L., 1988. Mały słownik kultury dawnych Słowian, Wiedza Powszechna, Warszawa
Moszyński K., 2018. Kultura ludowa Słowian, cz.3, Graf Ika, Warszawa
Szczepanik P., 2012. Maski w kulturze pogańskich Słowiazachodnich. Atrybut rytualno - obrzędowy czy fetysz religijny?

Komentarze