Popiel - recenzja

Popiel - Jabłoński

Recenzja
Witam Was dziś obsmarkana. Dziś mam dla Was kilka słów o najnowszej książce Pana Witolda Jabłońskiego. Mianowicie o "Popielu". Zapraszam do zapoznania się z wrażeniami!

Chwilę przed "Popielem" wyszła książka "Piast mściciel" Krzysztofa Jagiełły, więc uśmiechnęłam się zgryźliwie. Jak zobaczyłam, że ruszyła przedsprzedaż, prawdę mówiąc pomyślałam sobie "Pf. Co niby można jeszcze powiedzieć o Pielu, kiedy wszystko zostało już powiedziane? Okładka też taka jakaś nieciekawa...". Prawdę mówiąc, kupiłam ją wyłącznie dla tego, bo odezwała się we mnie chytra baba z Radomia z powodu ceny z jaką wtedy wisiała. I jakże się myliłam przy pierwszym wrażeniu! Nauczyłam się przynajmniej z tego faux pas, że Panu Witoldowi powinnam bardziej ufać, gdyż nie bez powodu jest moim ulubionym, polskim autorem z dorobkiem. Książka okazała się genialnym wręcz zbiorem słowiańskich mitów bohaterskich, tworzącym razem z "Darami Bogów" przepyszną całość. Oczywiście autor nie odmówił sobie również narratora w postaci tajemniczego wędrowca jak ostatnio, co tym bardziej pozwala nam w jakimś stopniu je powiązywać.
Książka to trochę 3 w jednym, bo równolegle z mitami bohaterskimi pojawiają się Bogowie i fragmentaryczna demonologia (tutaj trzyma się oficjalnego, że tak to ujmę kanonu, bez żadnych herezji) . Mamy też szeroko pojęte nawiązania do literatury polskiej, głównie lirycznej. Jestem ciekawa, czy coś mi umknęło. Mamy tu: mit o Lechu i Kraku, Popielu, smoku wawelskim, o księżniczce Wandzie co wiadomokogoniechciała, "Baśń nad baśniami" Dzieduszyckiego, o wodzie żywej, o bratobójstwie u książąt krakowskich, o babie Jadze, o Piaście Kołodzieju. Relatywnie ciężko jest je wyłuskać z treści, gdyż są spięte ze sobą w jedną, fabularną całość. Do tego mocno wybijające się tło polityczne i militarne. To jest to, czego możecie się w książce spodziewać. Oczywiście jak już wspomniałam, treść jest okraszona nawiązaniami do literatury (kroniki, Mickiewicz, Dzieduszycki, który jest osią fabularną, Wyspiański...). Jest też wiele wątków dodanych na wyczerpanie potrzeby ułańskiej fantazji Pana Witolda. Do tego historie te połączone są tak zgrabnie i przede wszystkim naturalnie, że aż ciężko uwierzyć. Mamy też szereg wątków i postaci pobocznych. Mi najbardziej zapadli w pamięć olbrzym ze skłonnościami samobójczymi i mój ulubiony bohater - Kagan Bohord. Tu aż dosłownie zacytuję Wam fragment książki, co mi się rzadko zdarza bo chłop był pomysłowy jak Dobromir: "(...) Sam kagan Bohord Bohord urządził sobie coś na kształt wozu chwały przyozdobionego ściętymi głowami własnoręcznie ubitych przeciwników. Ciągnęły tę straszną furę zaprzęgnięte do niej branki. Wszystkie młode i ładne, odziane w strzępki łachmanów". Finezja i poczucie humoru najwyższych lotów, musicie przyznać.
Jedyne co mnie tak naprawdę wybiło ze skupienia i zachwytami nad książką, to scena w której księżniczka Wanda zaprosiła do siebie przyjaciółki. Jest to jakiś koszmar. Nie mam pojęcia co tam się stało. Czy Pan Witold nie nadaje się do scen udających 'młodzieżowe', czy za bardzo się starał i wyszła tragedia taka, że cały dzień potem musiałam chodzić w żałobie, czy miała być ona żenująca z założenia? W każdym razie wcisnęła mnie w najgłębsze odmęty cringe'u. Jak to byśmy z angielska określili. Horror jednak nie trwa długo. 3 kretyńskie strony na 366 to wynik, jaki możemy spokojnie zaakceptować.

Czy warto kupić książkę? Jasne. Z całego serduszka polecam ją naprawdę wszystkim. Niedzielnym czytelnikom, poszukiwaczom mocnych wrażeń, słowianofilom, miłośnikom literatury pięknej, etnografii, baśni słowiańskich, no wszystkim. Mimo, że to cegiełka, to wciąga jak diabli i chapie się ją jednym tchem.
Polecam!


Rok wydania: 2020


Cena okładkowa: 39,99





                                                            

Komentarze