Bogowie dawnych Słowian - recenzja

Bogowie dawnych Słowian; Studium onomastyczne - Łuczyński 

Recenzja



Witajcie podczas słonecznej kwarantanny. W piątek, jeśli mi się uda zorganizować stream, to możecie wieczór spędzić ze mną. Poczytamy sobie jakąś książkę. Informować o wydarzeniu będę na fejsie. Nie ogarniam takich rzeczy, ale będę pisać w razie problemów.
Dziś zaś zapraszam Was do recenzji nowej książki Michała Łuczyńskiego "Bogowie dawnych Słowian".

Książka "Bogowie dawnych Słowian" to nowa publikacja z 2020 roku, ma miesiąc. Wydana jest przez Kieleckie Towarzystwo Naukowe. Co do samego wyglądu - jest w porządku. Okładka utwardzana, dobrej jakości papier. Tutaj jak najbardziej jest bardzo sympatyczna. Co do treści, jeszcze bardziej.
Pierwsze co mi przychodzi na myśl po lekturze,to fakt że jest wręcz pedantyczna. Chyba nigdy nie miałam w ręku tak pięknie poukładanej pracy naukowej. Wszystko wydaje się mieć swoje miejsce. Jedyne, co mnie wprowadziło w pewne zdziwienie, to decyzja o zamieszczeniu skrótów i streszczenia na końcu. Spodziewać się ich należy z reguły na początku, co znacznie ułatwia odbiór. Ale pomijając ten fakt, to w trakcie czytania zastanawiałam się, czy autor układa w szufladzie skarpetki kolorystycznie.
Czego możecie spodziewać się po pracy? Jest to interpretacja etymologiczna i semantyczna Bóstw słowiańskich. Po ludzku, to autor tłumaczy skąd pochodzą nazwy znanych nam słowiańskich Bogów, gdzie należy szukać ich etymologii i jakie cechy możemy im przypisywać na podstawie rozważań lingwistycznych. Podzielona jest na cztery zasadnicze części. Pierwsza to przegląd literatury, kolejna - analiza materiału nazewniczego względem źródeł historycznych. Tutaj możecie znaleźć odpowiedzi chociażby na pytania, czemu kroniki Długosza nie są najbardziej rzetelnym źródłem wiadomości na temat religii Słowian oraz dla czego warto poświęcić czas na czytanie B
rücknera, mimo tego że część uważa Jego prace za hiperkrytyczne. Dwie ostatnie to oczywiście analiza wyników oraz podsumowanie i wnioski.
To, co też rzuciło mi się w oczy, to fakt że poziom jest odrobinę nierówny w tym sensie, że chyba w miarę pisania autor czuł się z tematem coraz swobodniej i każdy rozdział jest coraz lepszy. Pewnym zgrzytem, przynajmniej dla mnie było to, iż niektóre źródła nie są tłumaczone. Szczególnie te rosyjskie na dodatek pisane cyrylicą. Normalnie nie jest to duży problem, posługuję się się kilkoma językami, (z czego polski wychodzi mi chyba najgorzej) do tego jest wiele translatorów są słowniki, nie ma problemu. W momencie, w którym nie znam alfabetu i brak jest klawiatury z takimi znakami - zaczyna się kłopot. Można było zamieścić tłumaczenie w przypisach, nie jest tego znowu aż tak dużo.
Osobom, które szukają przyjemnej lektury do poduszki od razu odradzam. Jest to ciężka pozycja, a przez większość czasu język dość toporny. Autor nie pomaga i dopiero w końcowych rozdziałach łapie trochę luzu. Raczej kieruje go do najwytrwalszych poszukiwaczy panteonu Bóstw słowiańskich. Jak już wspomniałam, książka nie tylko podąża za zapisem Ich imion, ale też stara się wykluczać te skażone, oraz rozwija zagadnienie imion słowiańskich w ogóle. W bardzo okrojonym zakresie ostatnio pisałam o tym zagadnieniu w artykule "Imiona słowiańskie", który możecie znaleźć na blogu. Łuczyński podąża też nie tylko za budową, ale szuka też cech osobowych wynikających z etymologii. Autor nie boi się prowadzić polemiki z autorytetami, wyklucza błędy w myśleniu i uczy krytyki źródeł historycznych. Szybko udaje mu się zyskać zaufanie czytelnika i udowadnia, że ma zasłużone miano specjalisty.
Ostatnim atutem wieńczącym dzieło jest spora, wielojęzykowa bibliografia, która zadowoli najbardziej wymagających. Jest taką wisenką na torcie pysznej lektury.

Czy warto zaopatrzyć się w lekturę? Oczywiście. Książka jest świetna, ale dość ciężka i specjalistyczna. 'Niedzielnego czytelnika' bez wątpienia zmęczy. Polecam pasjonatom Słowiańszczyzny, ludziom siedzącym dłużej w temacie, językoznawcom, lingwistom, etymologom i osobom zainteresowanym językiem oraz słowotwórstwem. W każdym razie jest to pozycja obowiązkowa w nowym roku.


Rok wydania: 2020



Cena okładkowa: brak



Komentarze

  1. "w trakcie czytania zastanawiałam się, czy autor układa w szufladzie skarpetki kolorystycznie"

    No przezabawne. W tym momencie przestałem czytać. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A szkoda, czasem warto się ze mną przemęczyć

      Usuń
    2. Dla tak nieprofesjonalnego podejścia? Pamiętaj, ze być może ciebie czytają ludzie którzy chca się czegoś dowiedzieć. Ciąży na tobie pewna odpowiedzialność. :p

      Usuń
    3. Nikt nigdy nie powiedział, że jestem profesjonalistą. Spójrz na nazwę bloga i zastanów się, gdzie się znalazłeś. Pozdrawiam ciepluko <3

      Usuń
  2. Książka bez baboli, literówek (chyba), błędów interpunkcyjnych, normalnie zredagowania, tak jak każda książka powinna być. Szok. A o tym układaniu skarpetek, to dzięki. W realu nigdy nie mogę znaleźć skarpety do pary, co dopiero mówić o układaniu ich kolorami. Najs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam pod początek 2-3 styistycznych znalazłam. A tak to elegancja francja. I tak, to duuuże osiąnięcie, nie powinniśmy go umniejszać.

      Usuń

Prześlij komentarz