Dziady, czyli oswoić śmierć po słowiańsku

Słowiańskie halloween,
czyli czym właściwie są Dziady



Wszyscy przyrównują święto Dziadów do tradycji halloween, choć święto ma dużo więcej wspólnego z meksykańskim Dia de Muertos, czczącego życie pozagrobowe oraz więzi rodzinne, które nawet obchodzone nawet w tym samym czasie co chrześcijańskie zaduszki (choć początkowo obchodziło się go pod początek sierpnia i trwał aż miesiąc). Forma była co prawda odrobinkę inna, aczkolwiek założenia były bardzo podobne. Spędzenie czasu z rodziną i przywołanie zmarłych Przodków, aby spędzili w ten szczególny czas trochę czasu z żywymi bliskimi. Aby poznali nowych członków rodziny i zobaczyli co się dzieje w obejściu. Wszyscy mają choć baldy zarys tej tradycji przez Mickiewiczowski utwór poetycki. Ale czym właściwie były Dziady?

Już spieszę z odpowiedzią, mam nadzieję że wyczerpującą. Otóż Dziady należy właśnie kojarzyć z kultem zmarłych oraz oczekiwaniem ich ponownego przyjścia na ziemię, oczywiście w eterycznej formie. Na początku chciałabym podkreślić, że z duchami kontaktowano się kilka razy do roku, a więc nie należy ich powiązywać z jedną, jesienną datą. Najważniejsze były prawdopodobnie te obchodzone na wiosnę, na początku maja. Dziady jesienne świętowano 31 października. W niektórych rejonach Słowiańszczyzny obchodzono je nawet 6 razy w roku. Świętowano na Białorusi, Polesiu, Rosji i Ukrainie, tylko pod innymi nazwami. Dziady (biał. diedy) kultywowano najdłużej właśnie na Białorusi, Litwie, Ukrainie oraz Polsce - na wschodzie Podlasia i Białostoczczyźnie. Było to dość wesołe święto, któremu towarzyszyło uczucie wspólnoty rodowej. Oczywiście wybierano się w miejsca funeralne, gdzie palono ognie i ucztowano z duchami. Wyprawianie uczt ofiarnych z jadła i przywoływanie dusz zmarłych odprawiano kilka razy do roku. Spożywano kaszę, miód, jaja, kutię i wódkę. Charakterystyczną częścią każdej uczty było zrzucanie lub ulewanie części spożywanych pokarmów na ziemię / grób. Dzisiejszym echem tych zwyczajów jest stawianie zniczy na grobach. Były one potrzebne nie tylko po to, żeby ogrzać dusze, ale także po to aby mogły one znaleźć drogę powrotną w zaświaty. Na Mazowszu, nad Narwią i na wspomnianym już Podlasiu relikty święta przetrwały w obyczaju przynoszenia jadła pod kościoły i cmentarze w Święto Zmarłych i Zaduszki.
W tych słowach o Dziadach pisał zaś Mickiewicz, który choć nie zupełnie to miał na myśli , spopularyzował święto na sporą skalę (teraz to musi się w grobie przewracać):
"Dziady jest to nazwisko uroczystości obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandii, na pamiątkę dziadów czyli w ogólności zmarłych przodków. Uroczystość ta początkiem swoim zasięga czasów pogańskich, zwała się ucztą Kozła, na której przewodniczył Koźlarz, Husar, Guślarz, razem kapłan i poeta (gęślarz) w teraźniejszych czasach, ponieważ światłe duchowieństwo i właściciele usiłowali wykorzenić zwyczaj połączony z zabobonnymi praktykami i zabytkiem częstokroć nagannym, pospólstwo święci więc dziady tajemnie w kaplicach lub pustych domach niedaleko cmentarza. Zastawia się tam pospolicie ucztę z rozmaitego jadła, trunków i owoców i wywołuje się dusze nieboszczyków. (...) Dziady nasze mają to szczególnie, iż obrzędy pogańskie pomieszane są w wyobrażeniami religii chrześcijańskiej, zwłaszcza iż dzień zaduszny przypada około czasu tej uroczystości"

No dziś już wiemy, że wnioski wieszcza były błędne, bo to katolicy zawłaszczyli sobie większość świąt włączając w to daty od wierzeń tradycyjnych. Tak z kolei o obrządku wypowiada się pierwsza polska encyklopedia (starożytności polskie) z roku 1842:
"Dziady, obrządek na cześć zmarłych na Litwie, Żmudzi, w Kurlandii i Prussiech około 2 listopada czyli dnia zadusznego obchodzony. Przynoszą duszom pokarm i miód, piwo, ryby, mięso - rzucają z każdej potrawy pod stół, zlewają nieco trunków, kadzą mąką, zbożem, solą i kadzidłem (...) Po uczcie zamiata ofiarnik izbę wołając na duszyczki: "Jadłyście, piłyście, teraz idźcie precz!""

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie przytoczyła jeszcze Pełki - jednego z moich ulubionych etnografów.
"Dziady potajemnie odprawiany nocą - w wigilię święta zmarłych na cmentarzach i kaplicach cmentarnych obrzęd ludowy ku czci zmarłych (głównie w XVIII i XIX wieku). Polegał na przygotowaniu specjalnej uczty dla dusz zmarłych oraz odprawieniu określonych praktyk i zaklęć magicznych celem zapewnienia im wiecznego spokoju. Dziady są swoistym połączeniem w polskiej i białoruskiej kulturze ludowej starosłowiańskiego kultu zmarłych z wierzeniami chrześcijańskimi. (...) Szczątkowe elementy dziadów zachowały się we współczesnych ludowych formach czci pamięci zmarłych w Polsce, na Białorusi i Ukrainie. Zaliczyć do nich należy składanie w dniu święta zmarłych na mogiłach ofiar z ognia (zapalanie lampek, świeczek) oraz gdzieniegdzie jeszcze z jadła (niewielkie dwojaczki czy trojaczki z pożywieniem i specjalne pieczywo)."
W tym okresie proszono przodków o przychylność, jednak zawsze pamiętano, aby odprawić je na drugą stronę. Nawet przychylne dusze zostając w świecie ludzi mogły stać się niebezpieczne. Podczas tego święta nie należało szyć, by nie przyszyć ich do siebie. Zakazywano także głośnego zachowania przy stole, nagłego wstawania, sprzątania ze stołu. Gdy spadła łyżka nie wolno było jej podnosić. Zostawiano napoje i jedzenie także na stole oraz trochę wody w łaźni. 
Teraz chciałabym przytoczyć trochę źródeł historycznych związanych z owym świętem, abyście mogli lepiej zrozumieć jego intencje. 
"Do dzisiaj na wschodzie i południu przeżyły dziady, jak je z białoruska zowiemy tj. pominki umarłych. (...) Obchodzą dziady trzy lub cztery razy do roku, w sobotę przed ostatkami, na wtorek po Wielkiej Nocy (tzw radunica, gdzie indziej nawskij albo niebożczkij wałykdeń, niby Wielkanoc zmarłych), w sobotę przed Zielonymi Świątkami i 24 października; w te dni panuje po wsiach uroczysty nastrój, rozmawiają o nieboszczykach, wszystko do nich odnoszą; siądzie np. ptaszek na oknie, toż dusza nieboszczyka żądająca czegoś lub wzywająca za sobą; umiatają izbę; dziadują późno wieczorem, ubierają stół na czysto, gospodarz wychodzi i zaprasza dziadów na ugoszczenie, z licznych, bo aż  do siedmiu dań złożone; kładą dla nich łyżki osobne, a nadto, gdyby ich liczba była większa, odlewają napoju i odkładają z pokarmów pod stół i na okna; bywa, że niczego z stołu nie uprzątają, dla dziadów, gdy się w nocy zajdą (...)."
Jak widzicie, "Wigilia Umarłych", jak niektóre źródła określają Dziady są bardzo podobne do... Wigilii Bożego Narodzenia, kiedy to zostawiamy puste nakrycie dla "zbłąkanego wędrowca" lub dla pamięci tych, których z nami już nie ma. U mnie w domu zawsze są też wspominani przy stole. Echem zwyczaju zostawiania pokarmów może być też zostawianie ciastka i mleka dla "świętego Mikołaja" i czekanie, czy o północy odezwą się do nas nasi pupile.

Mianem 'dziada' lub 'rodzica' określano w mitologii narodów słowiańskich także ducha opiekuńczego ogniska domowego, który utożsamiany był z duszą zmarłego przodka. Oddawano im cześć jako opiekunom rodu, których wspominano podczas obrzędów dorocznych, zaduszek, styp zadusznych, wigilii świąt, Wielkanoc, w Niedzielę Przewodnią zwanego Wielkanocą Umarłych... zapraszano 'dziadów' czy 'rodziców' do umiecionego domu, gdzie im zostawiano na noc jadła i napoje, a w łaźni wszystko do umycia przygotowano; sypano i popiół na ziemi i patrzono nazajutrz rano, czy się i duszyce popaprały".
"Duchy przodków, acz żywym życia zazdrościły, miały ich jako swoich w stałej opiece; czczono ich za to, ofiarując im wczesną wiosną i późną jesienią jadło, napój, łaźnię lub ogrzanie, aby po dokonanym obrzędzie znowu wyprosić miłych, ale niebezpiecznych gości. Oni zaś okazywali wdzięczność i na tym podłożu urosła wiara w duchy opiekuńcze każdego domostwa, które w końcu zupełnie się zindywidualizowały. Duchy przybrały widoczne kształty i ogniskiem opiekował się i przy nim zasiadywał taki 'dziad' domowy".

kolejny przekaz, mówi:
"Duch - Dziad także daje znaki swojej obecności domownikom i zdarza się, że kogoś dotknie, przemieści sprzęty, wywoła spadek jakiegoś przedmiotu (...), albo pęknięcie naczynia. Ducha - dziada nie można przepędzać, gdyż jego obecność jest wyrazem przywiązania do domu oraz jego mieszkańców, oraz chęci udzielenia im opieki."

W Wigilię Bożego Narodzenia, aby przywołać Dziada miano mówić "Pójdźże dziadku do obiadku!"
No to już nie brzmi zbyt poważnie. Ale może duchy mają nieco inne poczucie humoru. 
"W Wielki Czwartek odbywało się palenie ogni na grobach, co nazywano 'gromadkami' wiązało się to z tym, że wierzono, że zmarli przybywają na groby, aby się ogrzać". 
To właśnie Wielki Czwartek miał być też związany z kultem Welesa oraz przywoływaniem dusz zmarłych przodków. Karmienie dusz przypomina odrobinkę składanie pokarmów zmarłym do grobów. Wiosenne wspominanie zmarłych przypadać miało na pierwszy czwartek Wielkanocny. 
"Skoro słońce błyśnie w każdej chacie jedna lub dwie kobiety szykują się w odwiedziny duszne. Ubierają się odświętnie w białe płótno, wynoszą z komory zachowane umyślnie na ten cel resztki święconego i zawinąłwszy je w fartuch zapowiada rodzinie: Idę teraz na Nawską gościnę. [...] Idą jedna za drugą skupione i uroczyste, po znalezieniu swojej mogiły, na kopce składają kołacz, jaja, ser, kiełbasę, flaszką wódki, potem zawodzą, opłakują mężów i dzieci, ojców, braci, matki, wnuków".
Jak jesteśmy już w okolicach Wielkiej Nocy, to możemy wspomnieć sobie o ciekawej tradycji z Lubelszczyzny. Otóż w trzeci dzień świąt uwagę poświęcano zmarłym. Składano im jaja, a uroczystości towarzyszyły tańce w kole. Chłopcy gonili potem dziewczyny, a ta którą złapali miała pocałować wszystkich, co nazywano 'pocałunkiem umarłych'. Odrobinę makabryczne?
'Nawska gościna' jest spotkaniem żywych ze zmarłymi. Podkreśla wyjątkowość tego dnia nawiązując nazwą do samych zaświatów. Częstym pokarmem składanym duchom, a także do grobu są jajka, bardzo często w postaci kraszanek.
Gołębiowski podaje opis święta białoruskiego o nazwie Radawnica. Odbywało się ono cztery razy do roku.
"[...] >wtorek po niedzieli przewodni
éj między 2 i 3 po południu<. Podczas tego święta krewni zbierają się wokół mogiły zmarłego, na której rozkładają obrus i rozpoczynają ucztę, podczas której >płacząc jaja tarzają. które potém żebrakom gromadzącym się wtenczas i nabożnie śpiewającym pieśni, oddając<".
Sczególną rolę przy podstawowych pracach na roli, takich jak orka czy wysiew pełnili żebracy, których również nazywano dziadami. Czekano na nich nawet z wysiewem, aby mogli odprawić odpowiednie modlitwy. Były to często osoby stare i ślepe, pełniące czasowo rolę zbliżoną do kapłana, czy raczej wróżbiarza. Tworzyli i wykonywali oni pieśni patriotyczne. W czasie zaduszków wypiekano dla nich w tym czasie specjalne chlebki. Ci ludzie byli kojarzeni z siłami chaosu, a więc wierzono że są w stanie kontaktować się z zaświatami, również z przodkami. Właśnie od tych, ważnych dla społeczności choć żyjących obok niej ludzi wzięła się późniejsza nazwa święta.
Co ciekawe tak bardzo 'znienawidzone' przez większość rodzimowierców i 'prawdziwych polaków' nie chcących obchodzić (tfu) hamerykańskiego święta halloween - nieszczęsne święto przywieźli na te tereny europejczycy. Prawdopodobnie Bryci, u których znana była tradycja skandynawska bardzo podobna do... dziadów. Palono ogniska, aby przywołać duchy dobre, a przegnać złe. Żeby było to bardziej skuteczne... przebierano się i zakładano maski stworów! Inna hipoteza głosi, że jest to karykatura  dia de Muertos właśnie. Co do 'przebieranek' - Słowianie także mieli maski kultowe z drewna lub skóry używane w obrzędach czy wróżbach. Być może te święta mają więcej wspólnego niż może Wam się wydawać. Na pewno mają jakiś wspólny mianownik i powinny raczej łączyć, a nie dzielić. Do tego każda tradycja, przy której macie okazję spędzić czas z rodziną albo przyjaciółmi to dobra tradycja.
Wpis już jest dość długi, więc w tym miejscu go na razie zakończymy. Koniecznie dajcie znać, czy Wam się podobał, czy znacie jakieś inne zwyczaje związane ze Świętem Dziadów, oraz czy chcecie oddzielny wpis o słowiańskich zaświatach. Do następnego razu!




Bibliografia pomocnicza:
Gloger Z., 1900. Encyklopedia staropolska, Wydawnictwo KWE, Warszawa

Gołębiowski Ł., 1830. Lud polski, jego zwyczaje i zabobony, Warszawa
Pietrewicz C., 1931. Umarli w wierzeniach Białorusinów "Pamiętnik Warszawski"
Podgórscy, 2005. Wielka księga demonów polskich, Wydawnictwo KOS, Katowice
Szczepanik P., 2018. Słowiańskie zaświaty; wierzenia, wizje i mity, Triglav, Szczecin

Komentarze