Teorie (nie)naukowe

Teorie (nie)naukowe

czyli traktat o zidioceniu


Dziś będzie odrobinkę obok ogólnej tematyki bloga. No ale trudno. 
Nie muszę Wam chyba mówić, jak ważna dla naszego życia jest nauka. Nie wiem też, czy osiągnęliśmy jako ludzie w pewnym momencie najwyższy stopień ewolucji, ale fakt jest taki że jako gatunek rozwijamy się coraz szybciej i właśnie galopujący rozwój nauki na to wskazuje. Po tym świecie chodzi lub chodziło wiele osób, które wyprzedzały swoje czasy i można je było nazwać geniuszami. Między nimi były takie znakomitości jak chociażby Darwin, Einstein czy chociażby, najbliższy naszym czasom i niestety niedawno zmarły Stephen Hawking. Co łączy tych wszystkich panów? Wszyscy skonstruowali pewne teorie, które dały fundamenty rzeczy naprawdę wielkich. "Duża część postępu w nauce była możliwa dzięki ludziom niezależnym lub myślącym nieco inaczej." Napisał parę lat temu Darimont. I miał rację. Część naukowców odznaczała się kontrowersją, a  nawet funkcjonowała na marginesie społecznym. Wszyscy wiedzą o tym, że Sokrates był więźniem politycznym, zmuszonym do popełnienia samobójstwa za swoje poglądy. Kopernikowi i Galileuszowi groził stos za krzewienie oświaty. Servet nie miał tyle szczęścia i go wysmażyli. Wszyscy wiemy także, że żeby nazwać coś naukowym musimy mieć dowody w postaci eksperymentów wielu prób, opisów itd. Musimy udowodnić swoje racje w skomplikowanym procesie, który wielokrotnie poddawany jest weryfikacji. I albo zniesie krytykę, albo nie i musimy na nowo udowadniać swoje racje i przeprowadzać proces od nowa, udoskonalając go jeśli chcemy przekonać do tego innych. Już w podstawówce na biologii uczymy się wykładni oraz badania wiarygodności teorii oraz przeprowadzania eksperymentów.

Naszą wiedzę możemy podzielić z grubsza na pięć gatunków. Potoczną czyli powszechną, wyrażaną w języku "codziennym". Stwierdza ona po prostu powszechne fakty bez ich wyjaśniania. Coś typu, że ogień jest gorący. Coś co wiemy wszyscy. Ewentualnie wsadziliśmy łapę w świeczkę, żeby się upewnić. Może być empiryzna i nabyta. I nie musi być prawdziwa z zasady. Kolejna jest wiedza naukowa. Ona poddaje wszystkie twierdzenia (fakty) metodyce naukowej. Dociera już do przyczyn zjawiska, a więc głównym powodem jej istnienia są pytania takie jak "dlaczego". Dalej wiedza artystyczno - literacka, czyli abstrakcyjna. Przetwarza także informacje o psychice i osobowości. I raczej nie można jej poddać jednoznacznej krytyce. Wiedza spekulatywna dotyczy wszelkiej maści mitologii, filozofii oraz religii. Są to rozważania o rzeczywistości również oparte na wiedzy i twierdzeniach abstrakcyjnych. Moim zdaniem powinno ją się rozważać jako poddziedzinę wiedzy artystyczno - literackiej. Ostatnią kategorią jest wiedza irracjonalna. To wiedza często sprzeczna z logiką, słabo racjonalna. Tutaj zaliczyć możemy chociażby wiedzę ezoteryczną i mistyczną oraz... pseudonaukę.

Wiedza naukowa powinna być poparta zasadą mocnej racjonalności, która stwierdza, że stopień przekonania wiarygodności głoszonej tezy nie powinien być większy od stopnia jej uzasadnienia. To powinno wykluczać z wiadra wiedzy hipotezy robocze, lub niewystarczająco uzasadniane, ale paradoksalnie jak wszyscy wiemy, to tylko teoria. Uporządkowanie logiczne z kolei polega na systematyzacji twierdzeń. Zdolność samokrytyki i samokontroli jest najważniejszą - moim zdaniem -  zasadą kreowania teorii naukowych. Nie wszystkich stać na krytykę i w gradzie pytań oraz polemik odwracają przysłowiowego kota ogonem, przystosowują wnioski do potrzeby chwili czy interpretują wtórnie własne tezy, aby zadowolić "publikę". Dyskusje środowiska akademickiego ucinają natychmiast, sami często zdając sobie sprawę z tego, że wypisują brednie. Nie mają dystansu lub wiedzą, że ich teorie nie zniosą krytyki środowiska naukowego. To wszystko z "podręcznikowych" definicji, które chciałam Wam przedstawić.

Teoria naukowa powinna być najbardziej rzetelną i dokładną jednostką budującą wiedzę naukową, co odróżnia ją od hipotezy. Skąd między teoriami do tej pory wymienia się do tej pory na przykład teorię kreacjonizmu, zapytacie? Prawdopodobnie z powodu, dla którego teoretycy spiskowi mają do tej pory doskonałą pożywkę. 

Przygotowaliście swoje aluminiowe czapeczki? Świetnie. To jedziemy.


O geniuszach, którzy przyczynili się do rozwoju dziedzin nauk wszelakich już wspomnieliśmy. Na przykładzie kreacjonistów wytłumaczę więc Wam zjawisko pseudonauki. Istnienie takiej książki jak "Pismo Święte" wszyscy powszechnie akceptują. Jej istnie to fakt. Są ludzie, którzy uważają, że jeśli coś zostało kiedyś napisane - nie ważne przez kogo, w jakich okolicznościach i czy ma jakieś sensowne źródła - jest faktem. Na przykład - jeśli bliżej nieokreślony ktoś napisał w "Księdze Rodzaju", że Bóg stworzył świat i - co więcej - zrobił to w dni siedem, jest to faktem. Co z tego, że nie mamy na to żadnych dowodów, a ponadto jest to nielogiczne pod kątem merytorycznym (wszyscy na przykład wiemy, że bez Słońca żadne życie nie ma prawa specjalnie istnieć, a zostało "stworzone" dopiero dnia 4. Przykłady można mnożyć w nieskończoność)? 

Załóżmy teraz, że jest rok 4019, a ja jestem badaczem zjawisk religijno - etnograficznych w "starożytnym" społeczeństwie 2 tysiące lat wcześniej. I wysnuwam tezę, że trafiłam na jakiś niesamowity fenomen i wypisuję w swoich publikacjach, że smoki i magia istniały, bo przeczytałam "Conana Barbarzyńcę" i uznałam, że to jakaś święta, historyczna księga sprzed x lat. Są mapy "uniwersum", jest skomplikowany system religijny, dokładne opisy szczepów, historia. Koledzy po fachu mówią mi, że to zwyczajna literatura, ale ja idę w zaparte. Mówię, że to nie jest możliwe. Co więcej, udowadniam swoje tezy mówiąc, że heros istniał naprawdę popierając swoje hipotezy tym, że wielu autorów o nim pisało, a słowo "hyperboreic" i "pict" chociażby, pojawiało się już w latopisach przed naszą erą!  Czyli ponad 4 tysiące lat temu! A słowo "Conan" ma etymologię łacińską i wywodzi się od słowa "cona" co znaczy "stary"/"starożytny", dowodząc jego pradziejowości oraz tego, że być może pochodzi od starożytnej rasy ludzi, którzy  z kolei dali początek największym metropoliom historycznym i ludom generalnie. Koledzy tłumaczą mi dalej. Owszem, te wyrazy funkcjonowały wcześniej. Ale w zupełnie innym kontekście. 
Ja oburzona, że nie chcą mi wierzyć i uznać moich badań zwracam się do zwolenników swoich teorii i mówię im, że Rząd Międzynarodowy i Wielka Liga Wszystkich Zjednoczonych Narodów ukrywają przed nami prawdę! Że nie chcą odtaić tekstów o naszym pochodzeniu od starożytnej rasy Cimmerii. Żebyśmy nie odkryli swojej własnej tożsamości!

Brzmi wiarygodnie? No może, nie wiem. Ale w taki jest przepis na teorię spiskową. Formułujesz jakąś tezę, potem szukasz przypadkowych wyrazów pasujących do Twojej teorii w równie przypadkowych dokumentach, najlepiej starszych od źródła o którym mówisz, co by brzmiało to bardziej wiarygodnie. Potem szukasz sobie wyimaginowanego wroga, który ma "taić" źródła, które miałby "pomóc" Ci w dalszych badaniach. Oczywiście najlepiej, jak stoi za Tobą rzesza zwolenników i wiralowo powtarza Twoje głupoty powielając je dalej i radykalizując się. 

Taka właśnie agresja forsowania poglądów cechuje pseudonaukowców ze wszystkich dziedzin. Każdy pewnie chciałby, aby jego imię zapisało się złotymi zgłoskami. Nawet za wszelką cenę. Nie powinniśmy bagatelizować takich ludzi, ani litościwym uśmiechem zbywać wariatów. Każde z tych działań może prowadzić do poważnych konsekwencji. Antyszczepionkowcy mogą być odpowiedzialni za wybuchy epidemii (w końcu wirusy mutują), obniżają działanie odporności zbiorowej, a więc nie tylko są odpowiedzialni za życie swoje i swoich dzieci, ale też wszystkich, którzy mają z nimi kontakt. Świadomy lub nie. Płaskoziemcy cofają rozwój fizyki do czasów wręcz starożytnych. Już Pitagoras w VI i Arystoteles w IV wieku p.n.e. udowadniali, że ziemia jest kulista (choć swoją drogą Towarzystwo Płaskiej Ziemi wyraźnie pisze, żeby nie porównywać ich z tymi dzbanami, antyszczepionkowcami). Jaki wpływ do to wszystko mają zwolennicy Wielkiej Lechii, zapytacie? Ano taki, że historycy mają znacznie więcej roboty. Przez to, że teorie spiskowe się masowo popularyzują zostaje mniej czasu na prowadzenie nowych badań. Powiecie "Meh, Morana przesadzasz". No ale poczekajmy chwilę. Lekarz - naukowiec tłumacząć cierpliwie wszystkim, że szczepionki nie są szkodliwe, że jest dużo więcej argumentów za niż przeciw - ma dużo mniej czasu na prowadzenie badań, które naukę popchną do przodu, bo musi pilnować żeby inni jej nie cofnęli do wieków średnich. Dotyczy to każdej dziedziny nauki. Pomyślcie. Mamy wspaniałą starożytność. Bardzo szybki rozwój nauki, sztuki, architektury. Szkoły, filozofów, kwitnie polityka, handel i dyplonacja. Znamienite osobistości, które pchają wózek ludzkości do przodu lekko niczym z górki. I nagle BAH! Średniowiecze! Ogólna ciemnota. Spalmy astronomów, fizyków i pisarzy za herezję na stosie!  Niszczmy i palmy kulturę innych,  bo jej nie rozumiemy więc musi być zła i grzeszna! Cofnijmy się w rozwoju jako ludzkość o lata świetlne. Będzie fajnie.

Być może to jest właśnie proces, który dzieje się w tym momencie. Być może szykuje nam się kolejny wiek średni. Zamiast być takim podejrzliwym co do naukowców, zacznijmy być podejrzliwi wobec tych, którzy nimi nie są, a krzyczą najgłośniej. Może w powiedzeniu "próżny dzwon najgłośniej bije" jest więcej prawdy niż nam się wydaje? Z tym pytaniem Was dziś zostawię.





Komentarze