Turbolechici - recenzja komiksu

Recenzja - Turbolechici




Sto lat nie mieliśmy recenzji komiksu, a ich czytanie jest przecież jedną z niewielu moich rozrywek. Przy komentarzu tegż znowu możecie spytać "Morana, tym razem na pewno przez rok byłaś zamrożona w karbonicie, nie?" Otóż nie. Choć może trochę przysnęłam, nie przeczę. Premierę zoczyłam, nakład skończył się w czasie pstryknięcia palcami, a teraz można dostać pojedyncze egzemplarze za bajońskie ceny. Udało mi się jednak dostać jeden za przyzwoitą ilość  szekli (acz jednocześnie widziałam widziałam licytację zaczynającą się od 300 zeta. Nieźle jak na typową zeszytówkę). Warto go szukać w antykwariatach i aukcjach?

"Bohaterowie kosmosu Turbolechici" to komiksowa satyra, która wyszła spod pióra Karola Kalinowskiego. Może jest cieniutka, ale znajdują się w niej wszystkie teorie spiskowe na temat Wielkiej Lechii, a nawet więcej niż możecie sobie wymarzyć. Ponad to ekipa zapewnia nas o konsultacjach naukowych, więc możemy się spodziewać wyższego poziomu niż przy "publikacjach" Bieszka, Możdżana, czy Kosińskiego.
 Wracając do komisu. Jest tak pyszny, że można oblizywać palce po każdej przeczytanej stronie. Humor nie jest wymuszony, a nawet przy moim "ciężkim" jego poczuciu kilka razy wybuchłam przeszczerym śmiechem. Fabuła oczywiście kręci się wokół Imperium Lechickiego oraz dwóch książęcych braci - Popielu i Sebie. Scenariusz może się wydawać odrobinę porwany na części, zaczyna się dużo wątków, które nie są skończone lub rozwinięte. Nie przeszkadza to jednak w żaden sposób samej historii, acz pozostawia zdecydowany niedosyt, który prawdopodobnie nie zostanie zaspokojony. Wysmakowane detale i drobiazgi cieszą wprawne oko, a niemal wszystkie gagi siadają jak należy. Kreska może nie przypomina "wspaniałych hamerykańskich komiksów ze złotej ery", ale powiedziałabym, że jest bardzo "polska". Przywodzi na myśl odrobinę Mleczkę albo Minkiewiczów. Delikatne, pudrowe kolory urzekają prawie tak samo jak onomatopeje. Wydanie również jest bardzo staranne, całość to papier kredowy, ładnie podkreślający ciepłą paletę barw komiksu. Bez usztywnianej dodatkowo okładki, słowem typowa zeszytówa z lepszą gramaturą. W samym środeczku znajdziemy dodatkowo cudne, detaliczne plakaty, jakby ktoś miał niedosyt niespodzianek w treści.
Czy warto? Jak najbardziej! Dawno nie zaznałam tyle rozrywki w najczystszej postaci. W Polsce nadal komiks kojarzony jest z "zabawą" dla najmłodszych. Ile razy słyszałam "stara baba, a bajki dla dzieci czyta", nawet jak w ręku trzymałam obrzydliwą pornografię, czystą jatkę z fruwającymi flakami przełożoną na plansze albo publikację o podłożu czysto psychologicznym (na przykład pamiętniki alkoholika). W tej produkcji za dużo przemocy nie zaznacie, nie szczuje też cycem. Jednak jest zdecydowanie dla dorosłych. Wielowarstwowość fabuły, zabawy słowem i konwencją historyczną sprawiają, że w żaden sposób nie nadaje się dla gówniąt, a i dorosły który nie "siedzi" w temacie może się pogubić. Już sam podtytuł "bohaterowie kosmosu" może niektórych wprowadzić w błąd, bo żadnego kosmosu tam nie ma. Jednak ci, którzy czytali takich "wspaniałych naukowców" jak chociażby Piepiórka doskonale wiedzą, że przecież Słowianie pochodzą od dwóch ras pozaziemskich - Plejadian i Szaraków. Polecam wszystkim z wysmakowanym poczuciem humoru oraz "oczytanym" w temacie, którzy chcą zobaczyć swoich przodków ujeżdżających raptory i pterodaktyle. Powodzenia w łowach!

Rok wydania: 2018

Cena okładkowa : brak


Komentarze