Bieszk czyli paranoizm i terie spiskowe

Bieszk, pseudonauka, kosmici i niebezpieczne książki


Na wstępie chciałam podkreślić, że będzie to wpis nietypowy i mam nadzieję, że nie będzie takich wiele. Otóż pisałam na samym początku naszej wspólnej drogi przez rozważania na temat Słowian, że są książki warte uwagi i takie, które mocno ewentualnie mogą dać Wam trochę ciepła jeśli użyjecie ich do podpałki w kominku. Oczywiście sama "nadziałam" się na takie pozycje i uważam, że były to pieniądze wyrzucone w błoto, bo są to zwyczajne brebnie. Dlatego też pojawiają się u mnie recenzje, aby każdy mógł wybrać sobie coś w zakresie zainteresowań. Ale przejdźmy do meritum.
Zdaję sobie sprawę z tego, że istnieją na świecie antyszczepionkowcy, płaskoziemcy i fani teorii spiskowych, ale nie miałam pojęcia w jak ogromnej skali, zanim się z tym bezpośrednio nie zetknęłam. Dlatego dziś nasze rozważania skupią się na pseudonauce na jednym przykładzie. Bieszka. Żadnej książki Janusza Bieszka nie miałam w rękach i podkreślam to od razu, więc NIE JEST TO RECENZJA. Te akurat na pierwszy rzut oka wyglądają na pseudonaukę (wystarczy tu przytoczyć kilka z tytułów: "Słowiańscy królowie Lechii", "Chrześciańscy królowie Lechii", "Cywilizacje kosmiczne na Ziemi"). Oczywiście przypominam, że brak posiadania pełnego wykształcenia akademickiego w zakresie historycznym, archeologicznym lub etnograficznym nie skreśla z góry wartości publikacji danego autora, a i akademikom zdarza się pisać bzdury. Historycy akademiccy (Pan Janusz uzyskał wykształcenie ekonomiczne na nieznanym mi poziomie, co dziwne nigdzie nie można znaleźć życiorysu tego niekoronowanego króla turbosłowian, tylko że jest to "emerytowany ekonomista przybliżonej daty urodzenia (?) ) negują jego teorie i nazywają go w prost turbosłowianinem i paleoastronautą, więc nigdy nie zaprzątałam sobie jego pozycjami głowy, szczególnie że moja lista książek do kupienia jest dość długa, więc po co narażać portfel, nerwy i bezcenny czas.  Tu jednak nie ma niestety żadnych wątpliwości. Mam nadzieję, że przynajmniej kilku osobom tego oszczędzę poniższym wpisem. Opieram się w nim głównie na wybranych (!) materiałach dyskusji Sigillum Authenticum - starszych, blogujących kolegów z ww. autorem (link do całości materiałów na pod postem). Moje komentarze będą na bieżąco w nawiasach, pogrubioną czcionką.


Bieszk w odpowiedzi na recenzję Sigillum (pisownia oryginalna):



Jeżeli chodzi o źródła historyczne, jestem przekonany, że niektórych nowych, unikalnych i ważnych zródeł pan Anonim w ogóle nie zna, ponieważ ja je znalazłem i jako pierwszy w skrócie przetłumaczyłem i przytoczyłem, na przykład; „La Hidalguía Polaca y su estructura social de clanes” -Szlachectwo polskie i jego struktura społeczna rodów (zabijcie mnie, ale pierwsze słyszę), Profesora Starży-Kopytyńskiego, opracowanie powstałe w 2010 roku w Buenos Aires, czy „True Origin of the Peoples of Eastern Europe, History Research Projects.” – naukowe opracowanie zbiorcze powstałe w 2001 roku w Sydney (wspaniale, że Pan Bieszk odkrył pierwszy starożytne teksty z Buenos Aires i Sydney napisane po 2000 roku, chciałabym być tak przenikliwa).T akże płyta nagrobna z dedykacją z I wieku, ofiarowana wraz z grobowcem przez cesarza rzymskiego Tyberiusza Klaudiusza lechickiemu królowi Awiłłowi Leszkowi, znana z publikacji i tłumaczenia Tadeusza Wolańskiego już od 1843 roku ! (hstorycy negują autentyczność owego znaleziska do dnia dzisiejszego *TU WKRADŁ SIĘ Z MOJEJ STRONY BŁĄD MERYTORYCZNY, CHODZI O TŁUMACZENIE, PATRZ KOMENTARZE*) i którą odnalazłem w kwietniu 2014 roku w Museo del Lapidario di Urbino, Italia, pod numerem katalogu i z opisem włoskich naukowców oraz która cofnęła oficjalną historię Polski o 1000 lat, zresztą zgodnie z polskimi kronikami lechickimi 


Kronika słowiansko-sarmacka Prokosza z X wieku (rzekoma kronika Prokosza z 936 została sfabrykowana przez Przybysława Dyjamentowskiego (XVIII w.). Opublikowana po raz pierwszy w roku 1825 i w tym samym uznana oficjalnie jako fałszerstwo. Prokosz miał być rzekomo mnichem benedyktyńskim zmarłym w 986. To tak, jakbym próbowała Wam wmówić, że Księga Welesa jest na bank autentyczną, starożytną księgą Słowian) - całkowicie wiarygodna i perła wśród 25 przytoczonych przeze mnie w książce lechickich i polskich kronik. Zawiera bezcenną treść, język, bibliografię i komentarze historyków z okresu XVI wieku.Poza tym panowanie wielu władców Lechii opisanych przez Prokosza, zarówno starożytnych jak i średniowiecznych, potwierdziło kilkanaście naszych kronik oraz zagranicznych dzieł historycznych takich autorów jak; T. Nugent, E. Brydges, J. Anderson, P. Godwin, J. Aventinus, d’ Eginhard, R.H. Vickers (spróbujcie znaleźć któregoś z tych panów. Jedyny jakiego znalazłam to Brygens, bez stopnia naukowego (wyrzucony z Cambidge), ale może nie umiem szukać)Natomiast podanie przez pana Anonima jako dowodu ! tylko trzech słów; „ jest oczywistym fałszerstwem” jest żałosne i niegodne historyka ! i dlatego sadzę, że nie zna treści kroniki Prokosza !?

Dlaczego kronika ta nie jest dostępna dla społeczeństwa (przetłumaczony pdf można dostać nawet na chomiku) i przetłumaczona na j. polski, przynajmniej w partiach, które dotyczą przodków Polaków – Lechów, na przykład walczących w 9 roku z tzw. Marsowym Legionem na Lechowym Polu (Lechfeld) pod miastem Lecha (Augsburg), wysłanym przez cesarza Augusta Oktawiana w celu odebrania tego miasta Lechom ?
(tzw. przez Bieszka Anonim uważa, że) (...)Roczniki Aventinusa (rocznik Awentyna pochodzi z początku XVIw. i jest oddalony odopisanych zdarzeń o 600 lat) oraz fuldajskie (zbiór pochodzących z różnych klasztorów tekstów opisujących historię Europy w latach 714-901) - następny kwiatek i podtrzymywanie nieprawdy, pomimo stosowania według pana Anonima - „krytycznych naukowych metod badawczych” i „naukowego postępowania”.

Fragmenty odpowiedzi redakcji:


Po recenzji książki „Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna” postanowiliśmy wysłać jej treść wraz z oceną do autora, aby się ustosunkował. (...) Janusz Bieszk odpowiedział na wszystkie postawione zarzuty, takimi słowami (pisownia i składnia oryginalna)
"przejrzałem i podtrzymuje swoje tezy i wnioski zawarte w książce a na dalsze dyskusje czy polemiki akademickie nie mam ochoty, czasu i szkoda mi energii. Każdy ma swój punkt widzenia, który musi się obronić, ale nie w wąskiej grupce naukowej z jej interesami tylko w społeczeństwie, które akceptuje treść książki lub nie! Moje książki się obroniły i np. dziś 29.09.2016 roku w empiku na 100 najlepiej sprzedających się książek w dziale Historia; niezmiennie Słowiańscy Królowie...- miejsce 1, Chrzescijańscy Królowie - miejsce 3-4 a Cywilizacje kosmiczne ...- miejsce 7-8. Trzy moje książki w pierwszej dziesiątce (to, że coś kupisz nie znaczy że jesteś zadowolony z produktu. wystarczy sprawdzić. Większość książek zaiteresowanego ma ocenę 2/5 i całe naręcza negatywnych komentarzy).


A jak nie rozumie The Nuremberg Chronicle to niech przeczyta o Lechach (Lechitach) i Sarmatach w Bawarii, Szwabiii i w tzw. Germanii (Bratnia Ziemia),w Kronice czeskiej z poczatku XI wieku lub Rocznikach Długosza (o Długoszu już wspominałam na blogu. Jest bajkopisarzem i dla historii zrobił więcej złego niż dobrego i zachęcał wprost do "własnej interpretacji i zabawy źródłami", co sam z lubością robił). Żałosny argument z Dyjamentowskim ur, w 1694 roku, który przy pisaniu kroniki Prokosza miałby tylko ok.10 lat ?, - przeczytajcie wreszcie Prokosza (ile można, serio) ! i Wstęp w mojej nowej książce Chrześcijańscy... A co z tablicą na kolumnie Zygmunta w W-wie, gdzie Zygmunt Waza został ogłoszony przez syna króla Władysława 44 królem polskim w szeregu (owszem, był 44 królem, ale Szwecji xD)?!



Pan Janusz Bieszk nie odniósł się do żadnego merytorycznego argumentu, który przedstawiliśmy w recenzji . Nie obronił w żaden sposób swoich tez, zasłaniając się brakiem czasu na akademickie dywagacje i podając jako koronny argument sukces finansowy jego książek. Nie odniósł się do błędów warsztatowych oraz nie przedstawił założenia swoich metod badawczych. Nie sformułował żadnych merytorycznych kontrargumentów.


W swoim liście zawarł dwie rzeczy. Powtarzane jak mantrę w każdej swojej wypowiedzi, schematyczne, błędne i zapewne wyuczone sformułowania, które zostały gruntownie obalone pod względem merytorycznym, warsztatowym i kompetencyjnym oraz wycieczki personalne. Dlatego stawiamy pytanie, jaki jest cel prac J. Bieszka? Informowanie o prawdzie historycznej? Czy może zantagonizowanie Polaków ze środowiskiem naukowców, akademików, nauczycieli, muzealników, rekonstruktorów historycznych i innych popularyzatorów rzetelnej wiedzy, a przy tym manipulowanie i okłamywanie polskiego społeczeństwa? Na pierwsze pytanie odpowiedzieliśmy w recenzji, że twórczość J. Bieszka nie ma niczego wspólnego ani z rzetelną wiedzą, ani tym bardziej z dociekaniem prawdy historycznej. Na drugie pytanie nie odpowiemy, pozostawiając je osobistej rozwadze naszych czytelników, przypominając, że każdy naukowiec, również zawodowy historyk, musi być w swoim sądzie obiektywny i nie powinien przenosić swych sympatii politycznych czy religijnych na treść swojego wywodu. Pod tym względem J. Bieszk nie ukrywa swoich poglądów i można bardzo łatwo je dostrzec, a klucz geograficzno-polityczny, który uważa za jedynie słuszny, rzutuje na całość jego argumentacji. A książki, listy do naszej redakcji i wypowiedzi medialne J. Bieszka są doskonałym przykładem kompromitacji autora, jego ignorancji i niewiedzy w zakresie spraw, w których się wypowiada.
(...) NIKT, powtarzamy, NIKT nie ukrywa źródeł. ŻADEN zawodowy historyk-naukowiec nie fałszuje i nie zakłamuje obrazu przeszłości, a zarzut o celowości i zorganizowaniu takich działań przez wielką grupę ludzi i to na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci jest całkowitą niedorzecznością i budowaniem teorii spiskowej, nie popartej żadnym dowodem czy merytorycznym argumentem.


W dalszym ciągu autor podtrzymuje błędne przekonanie, że źródła, do których dotarł, są jego odkryciem i przyniosły rewolucyjne tezy, całkowicie pomijając rozwój nauki, jej narzędzi badawczych i metod naukowych. Janusz Bieszk nie odpowiedział również na apel, aby wyniki swoich badań opublikować w jednym z najlepszych polskich periodyków naukowych w zakresie historii – „Studiach Źródłoznawczych”, by były one przedmiotem akademickiej debaty. Dlaczego? Może jest to wynik obawy, że już na etapie recenzyjnym zostaną one doszczętnie zmiażdżone pod każdym względem, i to nie w taki łagodny sposób, który przyjęliśmy na łamach naszego bloga?
Bieszk nie chce zrozumieć, bądź tego nie potrafi, że teksty, które przywołuje, nie są wiarygodne pod żadnym względem, a doszukiwanie się wzmianek o Lechitach w XIX wiecznych pruskich atlasach czy tablicach genealogicznych powstałych jako odbicie ówczesnego stanu wiedzy, a obecnie będącego nieaktualnym, obalonym i zarzuconym, jest kardynalnym błędem, nie tylko historyka, ale każdego człowieka, który bezkrytycznie podchodzi do takich rewelacji. Postępowanie to tyczy się zwłaszcza kroniki Prokosza, której rękopis odnalazł Joachim Lelewel datowany na rok 1764 (Djamentowski miałby wtedy 70 lat, a nie 10, jak twierdzi autor), a sam proces jej fałszerstwa był śledzony i badany nie tylko przez J. Lelewela, ale również Janusza Tazbira (...) i Piotra Boronia. (...) 


W kolejnych zdaniach swojej wypowiedzi autor powiela, z wrodzoną albo wyuczoną konsekwencją, te same błędy, które zostały przez nas wytknięte. Dobitnie pokazuje to przykład Kolumny Zygmunta III Wazy i inskrypcja, która jej towarzyszy. Zygmunt III Waza był 44 królem, tylko Szwecji, a nie Polski. Niestety J. Bieszk nie ma ani podstawowej wiedzy w zakresie historii, ani umiejętności lingwistycznych, ze znajomością łaciny na czele, by odpowiednio ten przykład skonkretyzować i nadać kształt nawet quasi-naukowego wywodu.



Mój komentarz:



Publikacje Bieszka to pobożne życzenia i stek bzdur, a sam autor, choć bez odpowiedniego wykształcenia uważa się za eksperta, ucina merytoryczne dyskusje, bo zwyczajnie nie ma argumentów. W całej swojej ignorancji liczy na to, że nikt nie będzie sprawdzał źródeł, na które się powołuje i żeruje na naiwności społeczeństwa. Widząc jego turbosłowiańskie oraz "kosmiczne" publikacje na dziale historii krzywiłam się i przechodziłam dalej, uważając autora za cwaniaka naciągającego niedouczonych "Kowalskich". Jest to jednak historyczny ignorant, może nie szkodzący swoimi publikacjami bepośrednio jak np. antyszczepionkowcy, ale nadal niezwykle niebezpieczny. Powinniśmy zrozumieć, jaki wydźwięk na społeczeństwo mają pseudonaukowe publikacje i czy faktycznie chcemy, żeby trafiały nadal do szerszych mas odbiorców? Co ciekawe, jego obrońcy najczęściej posądzają Polskich historyków i naukowców o fałszowanie prawdy i powoływanie się na kościelne, niemieckie tudzież żydowskie (??!!) kroniki. Kim byli więc ludzie piszący te, na które powołuje się J. Bieszk? Może kosmitami, o których wspomina w jednej ze swoich publikacji.





Komentarze

  1. Wszystko ładnie pięknie, ale żaden artykuł Bieszka zgłoszony do np. Studiów Źródłoznawczych nie wyszedłby poza sekretariat redakcji, po prostu nie skierowaliby go do recenzji. Dużo pary w gwizdek idzie w to "dyskutowanie" z emerytowanym handlowcem, ale to próżny trud.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "na dalsze dyskusje czy polemiki akademickie nie mam ochoty, czasu i szkoda mi energii". Stanowisko autora nadal zostało niezmienione. Odmówił też akademickiej debaty. Zasięgi mam cienkie, ale nawet jak trafię do kilku osób, to będzie mój osobisty sukces. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Co do rzekomej tablicy nagrobnej napisałaś cyt. hstorycy negują autentyczność owego znaleziska do dnia dzisiejszego - nie jest to prawda. Ten zabytek jest jak najbardziej autentyczny. Tyle że nie jest to żadna tablica nagrobna ani nie upamiętnia żadnego Awiłłę Lecha. Cała awantura wokół niej jest efektem błędnego (chociaż powinnam napisać - wyssanego z palca) tłumaczenia autorstwa Wolańskiego (z poprawkami Bieszka), a także z nieznajomością zasad budowania nazwisk w starożytnym Rzymie. Poprawne tłumaczenie brzmi: Gajuszowi Awiliuszowi Lescho Tyberiusz Klaudiusz Buccio, cztery kolumbaria i osiem urn, za życia, od ziemi do sufitu przekazał i wystawił. Czyli po prostu jest to umowa-kupna-sprzedaży. Tyberiusz Klaudiusz Buccio (nie mylić z cesarzem. Praenomem i cognomen wskazuje że mamy do czynienia z kimś kto obywatelstwo rzymskie otrzymał z rąk cesarza Tyberiusza. Bo w takich sytuacjach przejmowano imiona cesarskie) dodatkowo podaje że umowę zawarto za życia zainteresowanych, bo handel "zużytymi" grobowcami był wówczas nielegalny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za cenne uwagi, przyznałam w tekście, że uwagi mogą zawierać mniejsze lub większe błędy merytoryczne, gdyż źródła Bieszka sprawdzałam "pobieżnie" (jak mówiłam, nie traciłam nerwów na zapoznanie się z książkami) i komentarz ostateczny zostawiam autorytetom . Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz